środa, 15 stycznia 2014

2.6 wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.

Nie ma sory, nie ma wybacz mi, nie ma przepraszam. Ostatni koncert dał mi w kość, a szczegółowiej mówiąc w ucho. Siedzenie obok głośnika nie było najmądrzejszą decyzją, jaką mogłam podjąć. Ponadto nowa dziewczyna Fokusa, na którą miałam bardzo dobry widok, irytowała mnie każdym swoim drgnieniem. Chyba mam uczulenie na plastikowe laski, od stóp do głów ubrane w prezenty. Tak mi się przynajmniej wydaje; perfidnie ją teraz osądzam, chociaż nie wolno -  tak pani Miotła ostatnio mówiła na psychologii społecznej. Spójrzmy jednak na TEN wykop internetowy z jej twarzą. Ciężko nie osądzać inaczej, prawda? Poza tym genialny jak zawsze koncert Te-trisa z Pogzem, pozytywnie pojebany Queba, Sitek, Buszu i Wena. Reszta chujowa, że tak brzydko powiem. Miejsce w sumie też.



Pierwszy sesyjny egzamin za mną. Filozoficzny demon wiszący nad głową odszedł w niepamięć - zdałam! Wprawdzie dzięki pomocy miłych panów siedzących wokół, ale mimo wszystko. Jestem zwycięzcą, nie muszę martwić się o pisemną poprawkę. 

Poza takimi prozaicznymi głupotkami niewiele się dzieje. Pamięć szwankuje i raz po raz przyciąga po srebrnym łańcuszku bolesne wspomnienia.

Co to znaczy, że człowiek jest podzielony, że jaźń jest podzielona? Nic to nie znaczy dla mojego ja, którego nie ma. Czuję się jednym wielkim, nierozłącznym, nierozdzielnym kłębkiem wspomnień. Nieustannie toczę się w przód popychana przez jakiegoś wyimaginowanego kociaka i zbieram po drodze nowe nitki. Ile tak można, jak długo to wszystko będzie się plątać i supłać? Czasem są takie alkoholowe wieczory, kiedy mam tego wszystkiego dość i za życiowy cel obieram sobie opanowanie umiejętności zapominania.

Ogrom motywacji i słomiany zapał. Jednocześnie i na przemian. Plany, ambicje na nagranie klasyka, płonące pola marihuany, zwycięstwo zawodowe w kitlu, wódka z piaskiem, słowo rysowane patykiem lewą ręką wspak, mocne brzmienia i amfetamina pod klapką telefonu. Do tego kontuzje koszowe i ostatnie w życiu mecze w nogę. Prawe kolano, lewy piszczel, naciągnięty mięsień miłości, zerwane ścięgno przywiązania.

Lubię na niego patrzeć, jak mogłabym nie lubić? Cudowne Dziecko Wrocławia infekuje zmysły bardzo skutecznie, chociaż za każdym razem się temu dziwi. Mimo wszystko potrzeba kogoś innego. Chyba kiedyś znałam tego innego.


Przed oczami wielkie plan(m?)y!

6 komentarzy:

  1. Planów tysiące, a za realizację tak cieżko się zabrać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Profesor kiedyś powiedział na jedynym wykładzie, że życie jest jak jazda samochodem. Mamy wsteczne lusterko, by pamiętać o tym co jest już za nami, ale to wsteczne lusterko nie może być większe niż przednia szyba... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba wszyscy jesteśmy takim nierozdzielnym kłębkiem wspomnień. I tylko czasem się zastanawiam, czy bardziej bolą mnie te złe wspomnienia, czy to, że te dobre już się nie powtórzą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie uzmysłowiłaś mi, że już dawno nie byłam na koncercie. Muzyka na żywo to magia! Nie to samo, co z głośników :)
    Wieczory alkoholowe są ok. Czasami trzeba o czymś zapomnieć, wtedy to pomaga, chociaż na chwilę -.-

    OdpowiedzUsuń
  5. Gupia jesteś! Otóż mogłaś sobie nawet uszkodzić słuch! No i w czym tyś lepsza od tego plastyku?! Myśl kobieto! :D
    Gratuluje zdania egzaminu, to zawsze jakiś sukces (nawet jeśli częściowo uzyskany dzięki pomocy innym hyhy).

    OdpowiedzUsuń
  6. 29 yr old VP Accounting Doretta Foote, hailing from Vancouver enjoys watching movies like "Craigslist Killer, The " and Puzzles. Took a trip to Shark Bay and drives a E-Class. strony internetowe

    OdpowiedzUsuń

OBSERWATORZY