Gówniarstwo mi w żyłach płynie, takie anarchiczne wszystko
na przekór. Byleby dobrze się zabawić, byleby wtargnąć do czyjegoś życia i
uciec z niego po kilku sekundach, byleby gonić, gonić, gonić. Nie powiem, że
nie wiem za czym gonie, bo wiem doskonale, tylko cholernie boję się o tym
głośno mówić. Wiele wstrętnych i przyziemnych, czasem nawet pustych, rzeczy
mówię bez ogródek, tego jednego jednak nie potrafię. Udupiłoby to cały mój
pogląd, że jestem inteligentną, wrażliwą i powoli wpływającą na wody
odpowiedzialności osobą.
Nie powiem więc ani słowa. Jeśli nie teraźniejszość, jeśli
nie przyszłość, to przeszłość. Moje ukochane bagno wspomnień part milion
któryś. Dobrze chociaż, że ostatnio pojawił się w mojej głowie pewien bardzo
radosny wniosek. Czasem wprawdzie tonie w morzu rozkmin a co by było gdyby?, ale nawet po sztormie alkoholowych żalów wypływa
o poranku ponad taflę morza. Cieszę się, jest łatwiej. Chociaż tego też nie
umiem powiedzieć głośno.