Jestem dzisiaj jedną wielką
metaforą. Nie wiem dlaczego, nie pytajcie. Tyle twarzy w głowie, ile przecinków
i słów ulatuje spod palców. Wyraźniejsze, mniej wyraźne, Ty, on, ona, on, on i
oni. Oddycham ciężkim powietrzem, chociaż dymu w nim mało, esencji jeszcze
mniej.
Nigdy nie mów do mnie ciszą. Nie
pozwalam Ci nigdy nią mówić, jeśli nie chcesz mnie skrzywdzić, jeśli nie chcesz
wbijać sztyletu raz po raz w serce. Nic gorszego nie ma prócz ciszy. Pewnie to
zgubne, co teraz powiem, ale wolałabym, żebyś mamił mnie pięknem, niż hojnie
obdarowywał niczym.