Dziękuję za wszystkie kawałki pod poprzednią notką. Przypomniałam sobie dzięki Wam Christinę Perri i jej Jar of hearts, Green Day z 21 guns, czy Almost lover wykonywany przez A Fine Frenzy. Natomiast od pierwszego przesłuchania zakochałam się w 9 Crimes i kilku innych utworach, a demoniczny charakter The Devil Within niesamowicie zagrał mi na emocjach. Dziękuję każdemu z osobna ;) Przejdźmy jednak do tematu głównego…
Wszystko
wokół próbuje mi uświadomić, że w moim życiu zaczyna się coś ważnego, że to
jest ten moment, kiedy powinnam obgryzać paznokcie wieczorami, a w dzień
powtarzać wezmę się za siebie i
rzeczywiście to robić. No bo jak to tak, wchodzić w dorosłe życie i nie mieć
żadnych stresów, nerwów, nadziei? Nie myśleć o tym, co będzie za chwilę, jak to
będzie, czy się odnajdę, czy będę tęsknić za domem, czy obiadki przygotowywane
samodzielnie będą smakować tak samo, jak te podawane codziennie po szkole przez
mamusię? Przecież życie wywraca Ci się do góry nogami, dziewczyno!
…serio? Nie potrafię tego pojąć, nie rozumiem idei przerażenia/podniecenia, którą kierują się inni. Nie rozumiem tego wielkiego szału idę na studia, będę stwarzać pozory dorosłości, bo przecież jestem już prawie studentem. Ani trochę mnie to nie kręci. Bo od kiedy zaczną się starać tak naprawdę? Od pierwszego wykładu, pierwszej sesji czy może już od złożenia papierów? A gdzie w tym wszystkim typowe wpadki, nieporozumienia z współlokatorami, jeżdżenie w tą i z powrotem po wielkim, obcym mieście, kiedy zawiedzie jakdojadę.pl?
Początków się nie czuje. Kto
potrafi dokładnie określić moment, kiedy zakochał się w tej czy tamtej osobie?
Kto jest w stanie przywołać datę, od której zaczął na poważnie interesować się
tym czy tamtym, w domyśle rysunkiem, jazdą konną, pływaniem czy muzyką, albo
inną pasją? Kiedy uznaliśmy tą dziewczynę za prawdziwą przyjaciółkę, a tamta
została zdegradowana do roli zwykłej koleżanki? Wydaje mi się, że bardzo
niewiele jest takich osób, a jeszcze mniej takich sytuacji.
Rozumiem natomiast ideę końca, bo końce zawsze się pamięta. Koniec podstawówki, gimnazjum, liceum i tak dalej. Koniec jakiejś znajomości – ostatnie spotkanie, ostatnia rozmowa, ostatni sms. Zawsze ciężej określić, kiedy się sobą zainteresowaliśmy, niż kiedy przestaliśmy się sobą interesować. Zazwyczaj jakieś wydarzenia przysługują się końcom. Nie przeczę, że początki też czasem są konsekwencją czegoś tam. Ale po latach co się bardziej pamięta, co tkwi w pamięci głębiej? Jasne, że to ostatnie spotkanie. Przecież bólu nie da się tak łatwo przeoczyć, zapomnieć, zamazać w głowie.
Rozumiem natomiast ideę końca, bo końce zawsze się pamięta. Koniec podstawówki, gimnazjum, liceum i tak dalej. Koniec jakiejś znajomości – ostatnie spotkanie, ostatnia rozmowa, ostatni sms. Zawsze ciężej określić, kiedy się sobą zainteresowaliśmy, niż kiedy przestaliśmy się sobą interesować. Zazwyczaj jakieś wydarzenia przysługują się końcom. Nie przeczę, że początki też czasem są konsekwencją czegoś tam. Ale po latach co się bardziej pamięta, co tkwi w pamięci głębiej? Jasne, że to ostatnie spotkanie. Przecież bólu nie da się tak łatwo przeoczyć, zapomnieć, zamazać w głowie.
Ogólnie
to pewnie dochodzicie do wniosku, że ciężko wyłapać główny problem tego wpisu.
Też mam z tym nie lada kłopot. Targają mną różne, małe i pomniejsze emocje,
które w sumie nie mają żadnego powodu. Coś mi się chyba wymyka z rąk i nie
jestem w stanie tego złapać, utrzymać… A może mam siłę, tylko zwyczajnie boję
się przełamać? Może jeszcze nie wyschłam emocjonalnie do końca i jestem w
stanie coś czuć? Ciężko mi to powiedzieć, ciężko mi cokolwiek zrobić. Najlepiej
wychodzi mi oszukiwanie samej siebie podczas letargicznego leżenia pod ciepłą
kołderką w oczekiwaniu na początek października, kiedy to zacznę studia.
Emocje są do dupy. Uczucia też. Dziękuję, do widzenia.
Wiesz co mnie najbardziej rozbraja w tej "studenckiej dorosłości"? Otóż: "jestem dorosły, ale rodzice dają mi pieniądze na jedzenie, mieszkanie i inne pierdoły, a ewentualne stypendium, jeśli je dostanę, potrzebne mi jest na imprezowanie". Nie ogarniam. :D Po prostu. Nie mówię, że nie ma faktycznie samodzielnych studentów, tylko chodzi mi o ten konkretny typ.
OdpowiedzUsuńA ja pamiętam początki. Pamiętam kiedy się zakochałam tak na serio w Y., kiedy np. D. i O zostały moimi przyjaciółkami. Wiem kiedy zaczęłam interesować się tym, co do teraz mnie fascynuje. :) Naprawdę.
Naturalnie nie mam nic do tego, aby studentom rodzice sponsorowali naukę i życie. Sama z chęcią dołączyłabym do tego grona, bo do dorosłości mi się trzy lata temu też nie spieszyło. Wolałabym, żeby rodzice mi zasponsorowali studia, chciałabym cieszyć się studenckim życiem, ale tak się stać nie mogło. Chodzi mi tylko o to obnoszenie się z dorosłością przez niektórych, kiedy to tak naprawdę człowiek się nawet nie spotyka z problemami na miarę dorosłości, bo nie wie co to jest praca, co oznacza oszczędzanie, utrzymywanie siebie itp. Ba... Nawet niektórzy zachowują się gorzej niż gimnazjaliści. Nie hejtuję. Tylko ludzie się zbyt spieszą z tym określeniem siebie jako dorosłych, kiedy naprawdę tak nie jest. :) Przecież studia to tak naprawdę przedłużenie dzieciństwa. Stresujący może być tylko początek. Dorosła to jest moja O. od 19 roku życia, która od zakończenia liceum pracuje, jest samowystarczalna i niezależna. Ale nie np. jej 24-letnia siostra po studiach magisterskich, bez pracy, bez zawodowego doświadczenia i bez własnego grosza, będąca na utrzymaniu rodziców. :)
UsuńW przypadku tych dwóch przyjaźni to były przełomowe chwile. Z jedną osobą zaś przyjaźnię się właśnie od zawsze, bo nie pamiętamy nawet od kiedy się znamy. :)
Tu bardziej chodzi o to, że dziewczyna nawet nie starała się dorabiać na studiach. A nie oszukujmy się: warto dorabiać nawet właśnie w sklepie albo uprawiać jakiś wolontariat, aby potem pomimo dyplomu nie mieć gołego CV, w którym na wyrost rozpisuje się praktyki - nic nieznaczące, ale aby coś tam było. :D
UsuńDzisiaj nie studiuje się po to, aby dostać pracę marzeń, ale po to, aby mieć satysfakcję, aby się rozwijać, posiąść umiejętności, które mogą się kiedyś przydać. Ja nie zakładam, że będę pracować w zawodzie. Byłoby fajnie, ale w obecnych czasach liczę chociażby na to, aby to było w miarę ciekawe zajęcie - z umową na cały etat (obecnie mam umowę o dzieło...). Na więcej w Polsce liczyć nie można. A i tak mam chyba wygórowane ambicje. :D
To się przydaje w pracy sezonowej, masz rację. Też tak dostałam swoja pierwszą "sezonówkę". Ale już w takiej pracy szukanej na stałe niekoniecznie. Nawet się wkurzysz, bo pójdziesz/pojedziesz na rozmowę kwalifikacyjną i zobaczysz, że potencjalny pracodawca wezwał Cię, ale kiedy zapyta o doświadczenie w branży, Ty powiesz, że nie masz żadnego i... trochę głupio. Oni często nie czytają CV przed zaproszeniem na rozmowę, a dopiero potem Ci to jakby wręcz wypominają "o, a pani nie ma doświadczenia, hmm...". Tutaj może uratować Cię tylko urok osobisty. ;) Czasem mam wrażenie, że lepiej by im było wysłać tylko numer telefonu i tyle samo by o Tobie wiedzieli dzwoniąc. Człowiek jedzie, myśli, że zadzwonili z powodu tego, że coś ich w nas zainteresowało. Ja miałam tak, że raz prawie dostałam pracę w biurze podróży (musiałam odgrywać scenkę, w jaki sposób rozmawiam z klientem - swoją drogą czułam się kretyńsko). "Szefowa" była zachwycona aż ostatecznie zapytała czy mam prawo jazdy. Przecież po to wysłałam jej CV, aby sprawdziła moją kandydaturę. Nie napisałam w CV, że mam prawko. Ona tego wymogu też nie napisała w ogłoszeniu. Tym sposobem przeszłam perfekcyjnie przez jeden etap, najeździłam się po 30 km na rozmowy i zdyskwalifikowało mnie to, że kobieta nie doczytała, nie dopytała i nie zastrzegła sobie takiego wymogu. Dlatego ja już nie wiem jak tworzyć CV, aby było czytelne i aby człowiek się nie nabiegał na marne, ale za dużo - źle, za mało - też niedobrze. Zawsze staram się wysyłać jednak CV z tak przedstawionym doświadczeniem, aby się wpasowało do danego stanowiska. Choć nie zawsze da się tak wszystko ponaciągać. Wiadomo, ze mnie - seo-copywritera z "doświadczeniem" administracyjnym, wykształceniem pedagogiczno-informatycznym np. żaden handlowiec w branży kosmetycznej. I takiego kitu się nie wciśnie. :D
UsuńZawsze chciałam być nauczycielem. Celowałam w filologię polską, bo to coś co naprawdę gra mi w duszy, ale kierunek zawieszono z powodu małej liczby studentów. Dla mnie nie są dosięgalne inne miasta (właśnie przez ograniczenia osobiste), dlatego musiałam wybrać coś innego. Wybrałam pedagogikę. Wiem, że po tym trudno o pracę, ale chyba wolę mieć satysfakcję z tego, że skończę coś co mnie interesuje niż robić coś z przymusu i tylko po to, aby łatwiej było o kasę, na co gwarancji i tak nie ma.
A ja uważam, że w upał w lesie i tak jest gorąco. Tym bardziej, że trzeba włożyć spodnie i bluzkę z długim rękawem. :)
UsuńNo niestety czasem trzeba się naprawdę umieć ugryźć w język (bo nigdy nie wiesz co przyniesie przyszłość), aby nie powiedzieć czegoś nie tak. Szukanie pracy na pewno łatwiejsze jest w większym mieście. Ale i można trafić na więcej absurdów, skoro ja w swoim małym miasteczku na wiele trafiłam. Np. dostałam zadanie, aby "zadać jedno kluczowe pytanie klientowi, który chce kupić odkurzacz". Pani oznajmiła, że ustaliła sobie już to pytanie i ja chyba miałam się wstrzelić w klucz. Pomyślałam sobie, ż to taki test na telepatię chyba, ale OK. Powiedziałam, że zapytałabym klienta o to, jaki posiada budżet albo jaka firma go interesuje, na co ona odpowiedziała, że nie o to jej chodziło. No cóż, jaka szkoda. Pani jednak podzieliła się ze mną swoimi myślami. Miałam zapytać, czy ktoś z rodziny nie jest uczulony na roztocza... WTF!? Nawet nie wiedziałam, że są takie odkurzacze, a kupowałam z moim chłopakiem jeden na dwa tygodnie przed tą rozmową - a on jest uczulony na roztocza. :D Nie byłoby w tym pytaniu nic niedorzecznego, gdyby nie to, że to była rozmowa do salonu Orange... Jakaś nowa oferta? Odkurzacz do telefonu gratis?
Powoli dostrzegam w co się wpakowałam. ;) Więcej czasu będę musiała poświecić chyba na pedagogizację rodziców niż dzieci... Bo to nie w dzieciakach jest problem.
No ja po tym spacerze w lesie, miałam jednego, ale Adam i Y. nie. Jakoś nie wzdrygam się na ich punkcie. Tak jak mówisz: nie trzeba wchodzić do lasu, aby je złapać.
UsuńJa do tej pory nie mam pojęcia co to miało być, ale przyznam, że nie przyjełabym tej pracy nawet, gdybym zadowoliła pracodawczynię. Wyobrażasz sobie jak miałaby wyglądać współpraca z taką szefową?
Wiadomo, dzieciaki są podatne również na środowisko, ale od rodziców naprawdę wiele zależy. Jednak nie w chwili, gdy już coś nieprawidłowego zaczyna się dziać. Wtedy już jest za późno. Zaczyna się od zostawiania dziecka przy komputerze albo telewizorze samemu sobie, aby mieć święty spokój, od mówienia, że skoro ich rodzice mają kasę, to są lepsze od innych dzieci. W ogóle jak tak patrzę, to teraz większość rodziców w ogóle nie bawi się z dziećmi na placach zabaw, nie czytają im książek, nie rozmawiają z nimi. No i dziecko wychowuje się samo... Albo wychowują je inne dzieci. Znam rodziców, którzy pracują po 8 godzin oboje i choć oddają dziecko do przedszkola albo do żlobka, lepiej zajmują się nimi niż mamy, które nie pracują wcale...
Mój kuzyn np. miał objawy boreliozy - leczył się ze dwa lata, ale w życiu miał naprawdę mnóstwo kleszczy. Wiesz, tak naprawdę trzeba mieć z tym pecha. Kleszcza można złapać nawet przy żywopłocie pod domem - raz jedyny i się zarazić. Inni łapią ich dużo i nie chorują. To jak z każdą inną chorobą. Ktoś chodzi na solarium co trzy dni i nie ma czerniaka, a ktoś inny wyjdzie raz na plażę bez kosmetyku z filtrem i zachoruje. Choć wiadomo, lepiej losu nie kusić.
UsuńWiesz, mnie nie chodzi o to, aby rodzice byli WSZĘDZIE. Ale kiedyś trafiłam na bloga dziesięciolatki, na którym miały miejsca jej zdjęcia... Może to był fake, ale... dało mi to do myślenia.
Są dzieci, które lubią być samodzielne i lubią spędzać czas same. Ja też należę do pokolenia, które wychowywało się na podwórku (swoją drogą uczyłam się na psychologii o tym, że dzieciaki bawiące się spontanicznie z rówieśnikami taplając się w kałużach, chodząc po drzewach itp. mają rozwiniętych więcej połączeń nerwowych w mózgu). Sama jestem dzieckiem, które np. w wieku 11 lat pływało po stawie samo z bratem i kuzynem (rówieśnikami) własnoręcznie wykonanymi tratwami. Zatem nie zrozum mnie tak, że uważam, że dziecko ma nie bawić się z dzieciakami w rozmaity sposób. Ale chodzi mi o to, aby rodzic był obecny w wychowaniu (tak jak moja ciocia była obecna w sprawdzaniu owych tratw i znała nas na tyle, że wiedziała, iż możemy się podjąć takiej zabawy), a nie sam zachęcał do posiedzenia przed tv czy komputerem, aby móc sobie po pracy odpocząć i zlewał tym samym dzieciaka. Wielu rodziców podniosłoby raban w stylu: "jak to! Takie gnoje na wodzie, same!?" A ja odpowiem: "Nie muszą być same! Idź z nimi jak masz czas i pozwól temu dziecku poznawać życie!" Jak zna się swoje dziecko, to wie się na ile można mu pozwolić, wie się czy jest mądre i czy nie zrobi niczego głupiego. A jak się go nie zna, to się woła go o 19:00 do domu, każe się mu kąpać i kłaść spać choć jest już nastolatkiem - znam takie osoby.
Zresztą kiedyś karą dla dziecka było to, że nie wyjdzie na dwór. Dziś, że ma wyjść się pobawić. To porażka rodzica.
Ja rozumiem niepracujące mamy do któregoś wieku ich dziecka, zwłaszcza jeśli mają dwoje lub troje zaraz po sobie. Jest wtedy co robić. :)
Rozbroiłaś mnie tą łopatką. ;) Ale taka prawda. Dzisiaj dzieci nie wiedzą co to jest prawdziwa zabawa. A nawet jeśli rodzice widzą zagrożenie w pewnych pomysłach pociech, to nie znaczy, że nie mogą być one realizowane pod ich opieką. :) Ciekawe tylko czy będę o tym pamiętac jeśli sama dochowam się potomstwa... :D Mam nadzieję, że aż tak nie zezgredzieję. :D
UsuńA, to tak samo jest z moim bratem i jego córeczką. ;) On co prawda ma już 30 lat, ale nie jest takim typowym rodzicem. ;)
UsuńNigdy w taki sposób nie patrzyłam na początki, ale masz rację. Dokładnej daty się nie pamięta... Może to i jest najlepsze w tych początkach?
OdpowiedzUsuńA na studiach na pewno sobie poradzisz, co do obiadków to żaden nie przebije tego od mamusi. ;)
Masz rację, ja skupiam się na końcu, nie wiem, może dlatego,że każdy koniec to tak naprawdę początek czegoś nowego?
OdpowiedzUsuńPoczekaj jeszcze trochę a wtedy prawdopodobnie zmienisz swoje zdanie o studiach. Albo potwierdzisz swoje przypuszczenia - tego nie wiem. Na pewno wyrobisz własne zdanie o studiowaniu, nie opierając się tylko na opiniach innych. A studia to jednak ciekawy moment w życiu człowieka. A co dat - to niektóre daty, które były początkami pamiętam ale to raczej kwestia umowy ;)
OdpowiedzUsuńBardzo spokojnie podchodzisz do nowej sytuacji - w sensie studiów :) Z czego to wynika, jesteś tak odważna i przebojowa, że wiesz, że sobie poradzisz? Początki bywają trudne, ale z Twoim podejściem można być pewnym, że dasz radę! :)
OdpowiedzUsuńCzy pamięta się początki? Zależy jakie ... ja do dziś pamiętam dokładne daty niektórych początków. Początki bywają magiczne i wesołe, końce są przeważnie smutne. A jak wiadomo smutne rzeczy zapamiętujemy intensywniej niż te wesołe.
Emocje i uczucia wcale nie są do dupy! Trzeba mieć tylko siłę by sobie z nimi radzić ... ale oboje wiemy, że to trudne. Fchuj trudne.
Szczerze mówiąc dopiero teraz obczaiłem "Spowiedź" bo wcześniej nie przesłuchiwałem w ogóle "Wspomnień z Domu Umarłych" :) No tam wygląda to dużo bardziej drastycznie niż u mnie. Ja skończyłem historyjkę łagodnie, łagodnie lecz prawdziwie. Tak, masz rację, dziewczyna ma drugie dno. Wszystko co piszę dotyczy mnie i każdą z tych rzeczy przeżyłem - choć nie wszystko opisuję dosłownie. Czasem muszę ukryć coś między wierszami i tak właśnie było z namalowaną dziewczyną. A jej opis był tu dla mnie najważniejszy.
UsuńCzy ja wiem, czy musisz się DOPASOWAĆ. Wydaje mi się, że to samo wyjdzie, sama odnajdziesz się w nowej sytuacji bez jakiegoś przymusu. Tak po prostu, naturalnie i na swój sposób.
Oł, tych poprawek już troszeczkę było. W tą sobotę następne starcie z fizyką. Wyczuwam koniec studenckiej kariery :)
Ja sobie zaraz zapuszczę, może mnie jakoś zainspiruje do pisania :)
UsuńWiesz, w takim niedosłownym pisaniu fajne jest to, że każdy czytelnik ma swobodę własnej interpretacji.
Tak na prawdę to ta ofiara nie jest ofiarą. "Niedokończona" miało oznaczać to, że nie wszystko między nami jest wyjaśnione. Że pewne słowa wychodząc z naszych ust nie zostały dokończone ... że coś jeszcze musimy zrobić by nie stać się tymi ofiarami.
Właśnie tego Ci życzę i wiem, że tak będzie :) Będziesz się cieszyć życiem studenckim jak trzeba!
Sam nie wiem czy chcę zdać ten egzamin...
Już z tym ładnym pisaniem nie przesadzać mi tu proszę :P
UsuńOd trzech miesięcy te słowa czekają na to by je wypowiedzieć ... ale może za niedługo się uda.
A czy opłaca się kończyć coś co nie daje satysfakcji?
Motywacja to towar deficytowy więc się przyda :)
UsuńNie, nie przegniły ... teraz są troszkę lepiej ułożone w głowie. Ale myślę, że są warte tego by już na zawsze były prawdziwe - wtedy nigdy nie przegniją.
Właśnie zdałem fizykę. Wyjebałem ją w odbyt raz na zawsze. Taki pozytyw na dzisiejszy dzień.
Mówiłam, że The Devil Within jest świetne, grr, aż mnie ciarki przechodzą xd
OdpowiedzUsuńOna mi tylko taaaakie wybryki robi, zawsze pełno smiechu ;p
Ach, studia, jakbym była w liceum też bym pewnie o tym pisała, no ale cóż ;) Co będziesz studiować? ;p
No miejmy nadzieje że tak też będzie ;) Co do szablonu chciałam aby był on po prostu prostu i subtelny z nutą jesieni.
OdpowiedzUsuńTrzeba żyć tak jak by dzień dzisiejszy był tym ostatnim ;) co do studiów, to faktycznie wiele osób dorośleje, ale nie wszyscy, niektórzy wciąż zachowują się jak dzieci, mnie studia nauczyły odpowiedzialności, zaradności i samowystarczalności. A co będziesz studiować?
OdpowiedzUsuńhm, ja powiem tak. doskonale w tym poście cię rozumiem i wiem o co chodzi. zgodzę się również z koleżanką z pierwszego komentarza.
OdpowiedzUsuńu mnie tak kolorowo nie będzie, bo ja po technikum idę na studia zaoczne (grafika komputerowa). moich rodziców nie stać, aby opłacić mi studia, dlatego muszę na nie zarobić i chcę się w końcu usamodzielnić również. :)
pozdrawiam i życzę powodzenia. :*
Mówią, że studentem się staje po pierwszej sesji. Może to i prawda. Nic się nie martw, też mam takie podejście, że nic nie czuje, żadnych większych emocji, po prostu dane wydarzenia nadchodzą i staram się nimi cieszyć :) A jeśli już dopada mnie stres, to go jakoś rozładowuje. Nie ma się co martwić, będzie co ma być, a zwykle jest dobrze :)
OdpowiedzUsuńNie ma czego zazdrościć, bo czasami by go rozładować zaczynam gadać głupoty, co nie jest wskazane do słuchania dla innych :D
UsuńNo pewnie że będzie! :)
Studia? Jak dobrze, że mam do nich jeszcze tyle czasu. Jak dobrze, że jeszcze nie wiem czy w ogóle na nie pójdę.
OdpowiedzUsuńWeź to powiedz mojemu mózgowi, sercu czy czemuś innemu... W każdym bądź razie sprawcy w mojej podświadomości, który sprawia, że tak cholernie się tego boję.
UsuńNo kurde, tyle stracić -.- ale naprawde nie wiem.. ewentualnie zaoczne. Wolę po prostu pracować niż studiować.
Jestem dokładnie na tym samym etapie życia. I mam dokładnie takie samo podejście, przez co mam wrażenie, że coś mi umyka... Ale nie, w sumie to nie. Mam wyrąbane. :D Jedyne czego Ci zazdroszczę, to tej przeprowadzki, gubienia się w obcym mieście, nowych współlokatorów... :)
OdpowiedzUsuńJakie studia?
Zniszczyłaś mnie ostatnimi dwunastoma zdaniami, to tak przy okazji..
ja bym polemizowała odnośnie tego nie pamiętania początków ;) są takie znajomości, których początek pamiętam co do godziny i dnia tygodnia ;) za to końce czasem ciężko uchwycić, kiedy coś się niepostrzeżenie zaczyna rozmywać.
OdpowiedzUsuńKoniec zazwyczaj lepiej się pamięta, bo jest bolesny i smutny. Co do emocji na temat studiów, to ja jestem w stanie zrozumieć ludzi. Dla mnie będzie to pierwszy rok mieszkania bez rodziców, co niesie za sobą o wiele większą odpowiedzialność, co z kolei napawa mnie troszkę strachem. :P Tym bardziej, że marzy mi się miasto, którego kompletnie nie znam. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Studia potrafią wykańczać.
OdpowiedzUsuńAle może otworzą lepszą przyszłość?
UsuńNiestety bardziej pamiętamy zawsze te końcówki - niż początki...
OdpowiedzUsuńSłyszałam kiedyś coś takiego, że przyjaźń jest wtedy, kiedy nikt nie ma pojęcia, kiedy dokładnie to się zaczęło...
OdpowiedzUsuńAle końce zawsze bardziej się pamięta, bo zdążamy się zżyć z jakimiś sytuacjami czy osobami.
spoko, nie raz i nie dwa takie rzeczy się przechodziło. to przykre, ale jestem już zahartowana.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Wydział 20 minut od domu, dojazd bezpośredni więc już w ogóle wygoda pełną gębą. :D Filologia polska. A Ty skąd dokąd się przenosiłaś? Też tak ciągle mówię, że mnie wywalą, albo prędzej sama zrezygnuje. Ach, ten entuzjazm. A ten wymarzony wybór, to jaki miał być? ;)
Fajnie, a jednocześnie trochę przykro. :)
To bardzo ciekawy i jakże pomocny w XXI wieku kierunek ;)
OdpowiedzUsuńTechnikum, technik logistyk tak dokładniej xd
OdpowiedzUsuńPani psycholog będzie ;p
Tylko ja Cię proszę nie zdawaj sobie sprawy nagle, że zakochałaś się w jakimś dupku ;P
OdpowiedzUsuńNo tak kochana, czas na zmiany. Czy Ci się spodoba zobaczysz już niebawem, no ale czemu miałoby Ci się nie spodobać? Ej, ale powiedz jakie miasto wybrałaś :)
Tez mnie to wszystko czeka i mnie to przeraża :D
OdpowiedzUsuńRe: Zdecydowania lepiej :)
Śmieję się przez łzy, ale rzeczywiście, chyba naprawdę się da... W pewien sposób jestem teraz wdzięczna tym ludziom, którzy mnie... "hartowali" i uczyli przetrwania.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, rozumiem. Chodziło mi o to z jakiego miasta się przenosisz do jakiego. ;)
Sama kiedyś myślałam nad dziennikarstwem muzycznym, ale chyba nie nadawałabym się do pracy jako dziennikarz. Zbyt miękki charakter. :P Dwa kierunki zawsze spoko, ja już teraz myślę o kulturoznawstwie, albo filozofii. Ale to od przyszłego roku najwcześniej.
Oj, tak. To jedyne, w czym się odnajduję i w czym się widzę, naprawdę. Poza tym mam misję, żeby nauczyć ludzi mówić poprawnie po polsku. Bo czasem to aż wstyd! :P
Z każdej znajomości staram się COŚ wyciągnąć. A dzięki nim stałam się silniejsza, inaczej też patrzę na świat i innych ludzi, inaczej podchodzę do nowych znajomości. To, mimo wszystko, wyszło mi na dobre.
OdpowiedzUsuńGrunt, to robić to, co się lubi. Podobno. Tak mówią ładnie. No, ale nie ma teraz co myśleć o tym. Zacznijmy najpierw jeden kierunek, wytrwajmy do pierwszej sesji i będzie spoko. "Może damy radę". :D
Dziś praktycznie w każdym zawodzie jest ciężką, bo konkurencja wielka, zwłaszcza po tym jak uczelnie dwoiły się i troiły. Jednak jeżeli się jest dobrym w tym co się robi pracę w końcu się znajdzie, gorzej z osobami które kończą studia z wynikiem 3,0 a w głowach pustki.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że nie mam dużo matmy? W zeszłym roku czy 2 lata temu miałam tylko 2 godziny tygodniowo xd Teraz Ci co mają nowy program nauczania mają ją rozszerzoną ;p
OdpowiedzUsuńCzemu by nie? Jak już zdasz to podeślę Ci brata ;p xd
Wydaje mi się, że owe wydarzenia, które wywołałaś w notce nie są do określenia. Zbyt płynnie przechodzą z jednej fazy w drugą nie zacierając żadnych granic. Tak mi się przynajmniej wydaje.
OdpowiedzUsuńDokładnie... Ja prawie zawsze trafiam na takich dziwnych ludzi z odchyleniami...
OdpowiedzUsuńNo wiadomo, ale ja jak na złość przyciągam takich, którzy do fajnych nie należą, a wręcz odwrotnie. Same toksyczne znajomości xD.
OdpowiedzUsuńKażdy przecież jakoś inaczej na to reaguje. Niektórzy pamiętają właśnie początki, bo to zawsze jest jakiś start. Nowa historia, nowy rozdział. :) Ja nie wiem, ja to raczej zwracam największą uwagę na środek, bo jest w tym wszystkim najpiękniejszy.
OdpowiedzUsuńKurcze, nigdy nie zwróciłam na to uwagi, ale faktycznie: początku nam umykają, za to końce to zazwyczaj wielkie tąpnięcie, które zostaje w nas na długi czas ...
OdpowiedzUsuńnie przejmuj się tym, że nie czujesz dorosłości :* na nią przyjdzie jeszcze czas i poczujesz ją wtedy, gdy będziesz miała jej dość ;)
No proszę, jaki ten internet mały :) Pisałyśmy może na mylogu? Może będę kojarzyć adres? Ja jakoś właśnie nie umiem zostawić tamtego portalu. Kilkakrotnie miałam w głowie plan, by przenieść się już tutaj na stałe, ale mylog był serwisem, gdzie w ogóle zaczynałam swoją przygodę z blogowaniem tak na poważnie. Tam poznałam pierwsze takie dość obszerne grono blogerek i blogerów. Został sentyment i tysiące przelanych na czcionkę myśli, do których kocham wracać, jak bardzo absurdalne by nie były.
OdpowiedzUsuńOwszem, o nim mowa. Dziękuję. Mam nadzieję, że nie wróci, bo to różnie w życiu lubi bywać, jak wiadomo.
Moją głowę też zaprzątają różne problemy... a w sumie to nie problemy tylko głupie myśli, które strasznie mnie przytłaczają...
OdpowiedzUsuńnie ma co przeżywać tak na dobrą sprawę :)
OdpowiedzUsuńHAHAHAHA ! No pewnie, że kojarzę i wierz mi, lub nie, ale ostatnio się zastanawiałam, co z Tobą, bo przecież rozmawiałyśmy ze sobą dość intensywnie przez myloga :D Zaglądałam od czasu do czasu na czarne sale, ale żywego ducha :<
OdpowiedzUsuńWiesz, w sumie napisałam mu po przemyśleniu całej sprawy, iż chciałabym mieć z nim mimo wszystko dobry kontakt. Odparł, że on też i, że mi dziękuje za przebaczenie. No i na tym się skończyło. Od tej pory zero kontaktu :) Nie, to nie. Prosić, a błagać to dwie różne rzeczy.
oczywiście, że nie powinno, ale jest i tego nie zmienimy, a jak już coś jest, to wykorzystujmy to chociaż w jakikolwiek sposób
OdpowiedzUsuńu mnie sam budynek wydziału jest przerażający, więc nawet nie myślę o pierwszych dniach :P
ano właśnie nie, na 200 osób będę sama samiuteńka, ale chyba nawet trochę mi to odpowiada
O, jak miło ! :D
OdpowiedzUsuńSpokojniutko, spokojniutko, ale mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie nawet :)
Czasem żałuję, że tego kontaktu już takiego nie ma, bo jakby nie było, miło mi się z nim rozmawiało w początkowej fazie znajomości, potem to jakoś stopniało i teraz chciałabym wznowić ten etap luźnych konwersacji. No, ale jak wyżej napisałam - nie, to nie :) Życie toczy się dalej.
haha, no widzisz, miło :D Taka prawda, chyba?
Niestety :)
OdpowiedzUsuńJa w sumie póki co skupiam się na tym, co jest teraz. Wiem, że od października czeka mnie obce miasto, nowi znajomi itd., a mimo to mam do tego podobny stosunek co Ty. Może potrzebujemy trochę czasu, aby to w jakiś nieco inny sposób do nas dotarło?
OdpowiedzUsuńTo będzie niezłe wstrząs jak dopiero w październiku coś do nas dotrze. Ja w Szczecinie, a Ty?
Usuńfajna jest ta piosenka!
OdpowiedzUsuńA to nie, ja jestem chora jak mam mieć polski, zdecydowanie wolę matematykę xd Humanistyczna część mojego umysłu wyjechała na wakacje i nigdy nie wróciła ;p
OdpowiedzUsuńKażdy bierze z życia to, co mu odpowiada. Dla jednych studia to dalszy okres beztroski (dla tych, którzy zostają u rodziców w domu), dla innych dzika zabawa, a dla innych początek dorosłości.
OdpowiedzUsuńSama ocenisz co to oznacza dla Ciebie za miesiąc, dwa czy za rok. Ja bardzo się zmieniłam przez ostatnie trzy lata na studiach, ale i tak najbardziej mnie zmieniło pójście do pracy.
Nie zgodzę się w zupełności z !-nochi, bo ja prawie od początku nie mieszkam w domu, natomiast przez pewien czas dostawałam kasę od rodziców. Natomiast nie jest to na takiej zasadzie, że dostaję kasę, a jak mi się skończy to proszę o więcej i w zasadzie robię z nią co chcę.
I tak trzeba było z tego opłacić rachunki, planować wydatki na jedzenie, bo wiedziałam, że więcej rodzice mi nie dadzą. Jak chciałam więcej to musiałam sobie dorobić przez udzielanie korepetycji. A kiedy jeszcze chodziłam na wszystkie zajęcia, to spokojnie można to godzinowo porównać do 3/4 etatu. A że mieszkam tylko z moim chłopakiem to potem gotowanie, sprzątanie, pranie etc.
Jasne, że daje to o wiele większe zabezpieczenie psychiczne, ale nie odczuwam gigantycznego przeskoku w dojrzałości, odpowiedzialności, wolnym czasie czy stylu życia odkąd sama zarabiam (i jednocześnie studiuję).
Natomiast faktycznie miałam łatwiejsze wejście w taki tryb niż osoba, która zaraz po maturze musi ogarnąć samodzielne mieszkanie, studia i pracę. Mi zajęło to 2,5 roku ;)
Jestem w nim zauroczona! ;)
OdpowiedzUsuńPrzyjaźniłam się z Ich synem od małego. Oboje jesteśmy chrzestnymi tego samego dzieciaka.
Dokładnie. Oby tylko chcieć się uczyć, a nie przechodzić przez to wszystko, nie zwracając na nic uwagi.
Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Nie mam pojęcia. Może gdybym wiedziała, przestałabym to robić.
OdpowiedzUsuńMój sam w sobie jest piękny, naprawdę. Wygląda jak jakiś zamek. Ale jest przerażająco wielki, a ja taka malutka już się boję, że się w nim zgubię, albo mnie staranują. :P
Dokładnie. :)
Też nie rozumiem takiego wielkiego przerażenia etc.
OdpowiedzUsuńWg mnie niektóre początki się pamięta dokładnie. A co do końców to też niekoniecznie zawsze wiadomo, kiedy następuje ich 'koniec'.
W sumie masz rację :) Więc chyba jednak lepiej jest tak, jak jest :D Na nim się świat nie kończy.
OdpowiedzUsuńPoczątki na studiach są wspaniałe :)
OdpowiedzUsuńMoja nowa notka dotyka tego tematu, z którym się borykasz- tak na czasie;)
OdpowiedzUsuńJa pamiętam początku znajomości, a nie umiem sobie przypomnieć czasem 'o co poszło, że już nie mamy kontaktu, w którym momencie przegięłam albo w którym momencie ta osoba przegięła?! '.
OdpowiedzUsuńMi w zeszłym roku towarzyszyły konkretne emocje związane z początkiem studiów. Myślałam, że będzie gorzej ale jakoś poszło a teraz chcę już wrócić.
OdpowiedzUsuńI dzięki takim studentom człowiek potem trafia na ogłoszenia o wynajem, w których jasno i wyraźnie stoi "studentom dziękujemy" ;)
OdpowiedzUsuńKońce się pamięta, bo biją po ryju... A studia, powodzenia.. :)
OdpowiedzUsuńJa zazwyczaj też nie potrafię się tak przejmować - będzie co ma być i tyle. Chociaż z drugiej strony mam czasem wrażenie, że przez to brakuje mi jakiejś tam części układanki...;)
OdpowiedzUsuńNie wiem kiedy się staje studentem, jeśli o mnie chodzi to mam wrażenie, że to się staje tak całkowicie naturalnie, chociaż nie do końca wiem jak zdefiniować to owiane legendą "bycie studentem":)
W każdym razie jak sobie przypomnę, że jak byłam mała to mi się wydawało, że ci studenci to już tacy są na pewno poważni i dorośli ludzie to od razu mi się humor poprawia:D
A tak swoją drogą jeśli można spytać to co będziesz studiować?
też kocham leżeć pod kołderką i to wtedy mam najwięcej myśli w głowie, i niektóre nawet chcę na siłę wyrzucić bo już męczą.
OdpowiedzUsuńTo, że nie ma stresu to nic złego. Każdy przeżywa na swój sposób. Ten cały stres i nerwy wyjdą same z czasem, przy jakieś sytuacji na pewno ale to, że nie ma ich teraz ? Nic złego. Po co się stresować na zaś? :)
Pozdrawiam.
p.s. dodaje bloga do linkow na blogu fuckedprincezz :)
Świetny blog!!! obserwujemy???
OdpowiedzUsuńhttp://moniqqus.blogspot.com/