wtorek, 24 września 2013

1.8 to co w sobie mam tylko ciągnie mnie w dół.

Przez ostatnie tygodnie – miesiące? – nauczyłam się zagłuszać emocje. Otępiam je codziennymi zajęciami, aby uśmiech nie schodził mi z twarzy. Mam wrażenie, że to nawet pomaga, baa, jestem tego pewna! Walczę ze słabościami dla samego uśmiechu, dla zmuszenia się do pozytywnych uczuć każdego dnia. Zakrzepłą krew zmywam wieczorami wacikiem wyciąganym z pudełeczka mogło być gorzej i zaklejam plastrem za chwilę będzie lepiej.

Ale, jak wiadomo, czasem trzeba popuścić wodzę markotnej melancholii zakrapianej tęsknotą za tym co było, a już nie wróci i wylać z siebie potoki niezrozumiałych słów. Zazwyczaj mi to pomaga, czuję się lżejsza o kilka kilogramów ciemnych, burzowych myśli. A sens wrzucania tego tutaj? Hm, chyba mam ochotę pochwalić się twórczymi wycinkami z opowieści, które piszę. Na publikacje całości nie mam jeszcze odwagi, więc podaję Wam na tacy te malutkie kąski ;)


          "Teraz wypadałoby wspomnieć o nim, o F. (tylko o nim chciałam napisać, ale nie wypada tak od razu atakować Was, moich cudownych czytelników, młodzieńczym romansem). Spadł z nieba na moją głowę znienacka, głosem i wódczaną polemiką zniszczył cały dystans do świata. Mówił dużo i ładnie, a przede wszystkim słuchał, co dla mnie cholernie ważne. Rozwijał moje myśli, szedł z nimi o wiele dalej niż to, co zostało powiedziane. Uwiódł mnie słowem, tak to wtedy czułam. Okej, okej, bez przesadnego idealizowania sytuacji – jego brązowe oczy i jakiś taki, hm, rozbrajający uśmiech też zdecydowanie mnie poruszyły. Głównie jednak chodziło o ulotność naszego spotkania, o to, że widzimy się tylko tu i teraz, że to pierwszy, a jednocześnie ostatni raz. Okazało się, że mieszkamy daleko od siebie, więc przepełniona pewnością, że już więcej się nie zobaczymy, balansowałam na krawędzi niepotrzebnego, platonicznego zauroczenia. Inspirujące, melancholijne chwile, paradoksalnie przeżyte w zatłoczonym mieszkaniu, zatłoczonym klubie, zatłoczonej ulicy. Szczęśliwa samotność dwojga ludzi w masie tłumu…
            Ale dzisiaj, dokładnie o ósmej dwadzieścia cztery zobaczyłam wiadomość od niego. Cholera jasna mać, zrobił to, odezwał się. Właśnie mu odpisuję. W takim razie, drodzy czytelnicy, jakie dajecie mi szanse na szczęście? Mogę liczyć na więcej niż fifty fifty?"
- „Gra marzeń”

          "Poznała Sebastiana chwilę po swoich czternastych urodzinach. Była wtedy straszną małolatą, jeszcze dzieckiem, ale miała jakąś starszą koleżankę, która zabrała ją na pierwszą w życiu domówkę. Pierwszy raz także piła tam piwo, jin, wódkę, paliła pierwsze papierosy, pierwszą ganję. Skosztowała wszystkiego, zagubiła się w tym; koleżanka zostawiła ją samiutką w wielkiej, wirującej łazience. Nie związała jej włosów, nie podała papieru, nie przyniosła niczego do picia; olała ją i jej umierający żołądek. Szczęście czy pech chciał, że to właśnie Sebastian wszedł do tej toalety. Już wtedy wywyższał się, mimo łatanych spodni i butów z taniego sklepu. Miał ochotę wyrzucić małolatkę za drzwi i w spokoju załatwić swoje potrzeby; kiedy jednak do niej podszedł, wyciągnęła rękę w jego kierunku i jakąś resztą sił poprosiła, aby ją podniósł. Jej zmęczona twarz, zimna dłoń i próba zachowania resztek godności urzekły go w nierealny sposób. Zaopiekował się Magdą, zabrał do domu, położył do łóżka; pierwszy raz spała u niego dziewczyna, której nawet nie pocałował. Dopiero później dowiedział się, że uratował od poniżenia czternastolatkę,  wychowywaną przez całą rodzinę prócz biologicznych rodziców, w pewnym sensie bezdomną, trochę też nieakceptowaną. Nie miało to już wtedy znaczenia; był tak zakochany, że nie przeszkadzało mu w niej nic.
            Magda patrzy na Sebastiana, który obserwuje przez okno budynki i ulice skąpane w promieniach wstającego słońca. Mijali je razem tysiące razy; w taksówce, w jego samochodzie, bądź jej, na nogach, może nawet rowerem. Mężczyzna jest zachwycający, powalający na kolana, bardzo męski. Jego szare oczy patrzą już przytomnie; dziewczyna wie, że pewnie coś knuje. Arogancja i diaboliczna natura odbiły się cieniem na jego twarzy. Ma delikatne zmarszczki wokół oczu, kilkudniowy zarost. Mocno zaciska wargi, napina szczękę; wygląda przy tym jeszcze bardziej pociągająco.            
            Dziewczyna wzdycha, przysuwa się bliżej. Zawdzięcza mu wszystko, całe życie. Zabrał ją do swojego domu, pokazał, co to znaczy, że ktoś się o ciebie troszczy, że komuś w końcu na tobie zależy. Zadbał o jej edukację do tego stopnia, że skończyła liceum z wyróżnieniem, zdając cztery przedmioty rozszerzone. Znalazł jej pracę, ale gdy powiedziała, że za bardzo ją to męczy, odwołał wszystko i po prostu założył jej konto, na które przelewał horrendalnie wysokie kwoty.
            Nauczył ją także czego innego – jak walczyć o samą siebie, o swoje własne szczęście. Chyba dlatego się rozstali, chociaż było także tysiąc innych powodów, mniej lub bardziej poważnych. Za bardzo skupiali się na własnych wnętrzach, za mało na drugiej osobie; egoizm i hedonizm na pierwszym miejscu. (…) Potrafili niszczyć się wzajemnie tak mocno, trwale i boleśnie, że potem przez długi czas dochodzili do siebie. (…) Właśnie te przeskoki z nieba do piekła doprowadziły do końca ich związku. Rozstali się - w niepamięć poszło kto tak zdecydował. Nie byli razem, nadal się kochając."
- „Wyznawcy snów”

I jak Wam, koteczki, wchodzi ten materiał? ;)

Ps. Chciałam wrzucić najpiękniejszą na świecie piosenkę Jamala - Peron, ale blogspot nie chce współpracować. W każdym razie polecam - niesamowity tekst.

37 komentarzy:

  1. Chyba każdy z nas, nawet ten, który posiada najbardziej optymistyczne nastawienie ma gorsze chwile, dni, tygodnie. Często nie pokazuje tego po sobie i odreagowuje samotnie, ale kiedy już pokaże, wydaje się innym, że to chyba najsmutniejsza rzecz na świecie jeśli ta osoba np. płacze.

    Kiedyś przeczytałam takie słowa jak te, że tylko nieszczęśliwy artysta może stworzyć prawdziwe arcydzieło. Może mu się oddać całkowicie nie rozpamiętując, nie posiadać mnóstwa bodźców, które rozpraszają...

    Przeczytałam i powiem tak: dobrze się Ciebie czyta. Płynie się po tekście, człowiek się nie męczy. Historie co prawda nie są w moim typie, bo mam jakoś tak, że tematyka związków, tym bardziej tych pogmatwanych nie jest dla mnie. Ale teksty są wciągające, obydwa, i jeśli byłaby okazja, zapoznałabym się z całością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, nie trzeba się obnosić z tym, że ma się coś w głowie. Choć jak pewnie zauważyłaś, tym "otwartym" w szkole jest łatwiej.

      Dla mnie kasa póki co nie jest taka ważna. Na razie wiedza pozwalała mi nieco dorabiać, ale dorabiam, aby móc się uczyć, bo na tym mi zależy. Studiuję bez żadnej pomocy finansowej rodziców. Jedyną jaką miałam to stypendium rektora. Nie mam jakiegoś parcia na to, aby w przyszłości pławić się w luksusie, mieć mnóstwo pieniędzy. Może dlatego, że nie wiem co to znaczy? Gdybym pochodziła z innej, niż moja, rodziny może myśl o obniżeniu standardu życia byłaby czymś okropnym. Ale że posiadam takie pochodzenie jakie mam, wiem że bez "ustawienia się" też można być szczęśliwym. :) Zatem tak, nasze poglądy się kłócą. :)

      Nie ma sprawy - sama prawda. :)

      Usuń
    2. Powiem Ci, że zależy też co kogo interesuje. Ja np. wolałam mieć zawsze grupkę przyjaciół niż mnóstwo znajomych, którzy gdzieś tam się rozpłyną. I miałam takich, ale dodam, że "szóstkowa" nigdy nie byłam. Pierwszym lepszym przykładem z brzegu na to, że najlepsi są fajni? Przyjaciel mojej przyjaciółki - Maciek był olimpijczykiem, obecnie jest jednym z najlepszych studentów na Uniwersytecie Jagiellońskim. Sama znam go tylko trochę, bo spotykamy się zazwyczaj na urodzinach naszej wspólnej przyjaciółki, ale jest świetny. I ma mnóstwo (szczególnie) koleżanek. Adam, mój brat - to samo. Jeden z najlepszych na uczelni, a także co chwilę z kimś wychodzi, ktoś do niego pisze na FB, ktoś dzwoni. Znam wielu ludzi, którzy byli najlepsi i mają przyjaciół. W moim gronie był tylko jeden taki dziwak, ale i on w końcu nawiązał z nami kontakt.

      Nie mogę się wypowiedzieć o czymś czego nigdy nie miałam. To ile teraz zarabiam majątkiem nie można nazwać, zresztą leży na koncie - na opłacenie czesnego i na wydatki związane z uczelnią oraz własnymi podstawowymi potrzebami. Staram się nie ruszać tych pieniędzy niepotrzebnie z wyjątkiem okazji, na które kupuję prezenty. Ale jak tak się zastanowię to jedyne w czym mi brak kasy moich rodziców przeszkodził to w tym, aby studiować dziennie. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Po studiach będę mieć jakieś doświadczenie. Bez niego jednak nie da się "ustawić". Chyba, że kogoś jara być np. utrzymanką. ;) Jak się dowiem czy faktycznie z pieniędzmi jest łatwiej, to wtedy będę mogła się wypowiedzieć. Póki co nie mam porównania. Domyślam się, że można mieć prawie wszystko tu i teraz, nie trzeba brać kredytu na mieszkanie, można brać ślub kiedy się chce, nie zastanawiać się nad tym które marzenie uda się spełnić, ale można spełnić wszystkie naraz. Mimo to dla mnie to teoria. Miło byłoby się dowiedzieć tego w praktyce, ale jak się nie uda, świat się nie zawali.

      Usuń
  2. Nie umiem zagłuszyć swoich emocji. Musiałabym jednocześnie zagłuszyć samą siebie.

    Piszesz pięknie. Zazdroszczę lekkości, którą się posługujesz w opisywaniu poszczególnych zdań. Brawo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaostrzyłaś apetyt na całość ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak pięknie piszesz... czemu nie masz odwagi na publikację całości?

    OdpowiedzUsuń
  5. też czasami zasnuwam sobie oczy taką mgiełką, że jednak nic jest. wtedy właśnie uciekam się do swojego małego światka, który nie istnieje...

    pięknie piszesz. :) jednak sama również piszę opowiadanie i powiem Ci, że treść bardzo mi się podoba. jednak staraj się pilnować czasu akcji, czyli albo "byli", "patrzyła", "siedział" lub "są", "patrzy", "siedzi". moim zdaniem lepiej brzmi czas przeszły. :)
    powodzenia i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. przeczytane od pierwszego do ostatniego słowa :) wciąga fest :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdy czujesz, że trzeba puścić wodzę melancholii to ją puszczaj :) blog jest do tego dobrym miejscem bo nie trzeba się bać swoich słów - można powiedzieć (napisać wszystko). A jeśli masz zamiar wypuszczać tutaj takie rzeczy jak ta dzisiaj to ja bardzo chętnie zamieniam się w słuch i zagorzale czytam. „Wyznawcy snów” - myślę, że wciągające, bo mam ochotę dowiedzieć się co było dalej - albo nawet wcześniej :)

    PS.
    Już nie mam tego telefonu z rysunkiem bo zmieniłem na dotykowy - ale dotykowy nie nadawał się do narysowania. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to się okaże dopiero gdy zobaczę całość - bo ten fragment wzbudził ciekawość :) a czy "Wyznawcy..." są w całości tak zakręceni jak Gospel? Bo jak na razie aż tak ostro się nie zapowiada chyba. No ale to Ty wiesz jak wygląda to później/wcześniej.

      Oba są zajebiste - ale dotykowy teraz daje mi teraz więcej możliwości więc ma przewagę :)

      Usuń
  8. Piszesz świetnie! *.*
    Ja nie umiem zagłuszyć emocji. niestety.

    OdpowiedzUsuń
  9. pięknie piszesz... szczególnie drugi fragment mnie wciągnął... fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Masz talent kobieto :p Czekam na kolejne fragmenty :)

    OdpowiedzUsuń
  11. o kurczę! to naprawdę Twoje? cudownie i lekko mi się czytało, daaawaj więcej!
    albo lepiej... weź to opublikuj, na pewno kupię! :)

    piosenka.... wczoraj słyszałam pierwszy raz - świetna :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zazdroszczę Ci, że masz coś, co pozwala Ci "zagłuszać emocje".
    Mnie pisanie dawno przestało pomagać.

    OdpowiedzUsuń
  13. Lekko i przyjemnie się to czyta, serio! ;)
    Uwielbiam Peron, kocham normalnie. Cały czas tego słucham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nmzc. Fakty stwierdzam. ;)
      Ja go kocham już od dawna za "Pójdę tylko tam". ;P

      Usuń
  14. E tam, nie ma ludzi w 100% normalnych i każdy jest na swój sposób psychiczny :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie musisz wrzucać zdjęć codziennie, możesz kilka co kilka dni, spokojnie :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Materiał jest naprawdę ciekawy ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Kurczę, świetnie piszesz, naprawdę :) Liczę na to, że wstawisz tu jeszcze kolejne fragmenty ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Pracuję w Fale Loki Koki ;) wciąż czekam aż ekipa wejdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Można osiągnąć wysoki poziom w takim udawaniu, jestem tego przykładem, więc witam w klubie :) Udawanie wchodzi w nawyk.
    Czyta się bardzo dobrze i przyjemnie. I chce się więcej! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. jak Ty pięknie dobierasz słowa!

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja nie umiem zagłuszyć emocji...niestety.
    Wchodzi!. Także czkam na więcej + obserwuję.

    OdpowiedzUsuń
  22. kurczę, teraz nie mogę się doczekać następnej notki... bardzo fajnie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja też tak zagłuszałam aż zaczęłam totalnie olewać :D. Wchodzi, bardzo dobrze :D

    OdpowiedzUsuń
  24. To niezdrowo tak zagłuszać emocje.

    OdpowiedzUsuń
  25. Jeeej jakie to piękne! *.* Wzruszyłam się normalnie. Jak ty pięknie składasz zdania <3 Pisz więcej!

    OdpowiedzUsuń
  26. hmmm to niedobrze, że tak robisz. ja nie potrafię dusić w sobie emocji ;c

    OdpowiedzUsuń
  27. bardzo przyjemnie się to czyta - łatwo, szybko, człowiek nie czuje że czas leci :) Peron pokochałam od pierwszego przesłuchania!
    i też sobie uświadomiłam ostatnio, że biorę na siebie milion zajęć i spraw tylko po to, by nie mieć czasu na myślenie. to straszne i nie'na'dłuższą'metę....

    OdpowiedzUsuń
  28. Aż chce się więcej i więcej tekstu. Bardzo fajnie piszesz, super się czyta ; )
    Peron jak i Jamala uwielbiam ! <3

    OdpowiedzUsuń
  29. bardzo chciałabym przeczytac całośc, bo drugi fragment przypomina mi dosc osobiste doświadczenia... :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Hej, dawno u Ciebie nie gościłam. Miałam małą przerwę w blogowaniu :))
    Zawsze bardzo lubiłam Twój styl pisania na blogu i te fragmenty także bardzo mi się podobają, nawet nie ma się do czego przyczepić C: Bardzo przyjemnie i lekko się czyta.

    OdpowiedzUsuń

OBSERWATORZY