Dotykam swoich nagich dłoni i nie wiem o czym myślę. Zbieram
wewnętrzny harmider, formuję z niego kulę i próbuję wyjąć coś sensownego. Znowu
zerkam na palce, nadgarstki, rozciągam mikromięśnie. Zawsze były takie pełne inspiracji, te
dłonie, wisząc w niespokojnym oczekiwaniu nad klawiaturą. Teraz jedynie lekko
się trzęsą.
Gdynia już po raz drugi przywitała mnie tak samo mocno, z
przytupem bez przytupu i poklaskiem bez poklasku. Zdecydowanie ładniej wygląda
latem, chociaż ciepła jest cały rok. Dwudzieste urodziny przeżyłam na
urodzinach innej osoby, ale jakoś do końca nie żałuję, może tylko niektórych
aspektów tego wydarzenia.