sobota, 28 grudnia 2013

2.4 i jak psychol pytam drzew czy jeszcze widać sens?

Codziennie zyskuję nowe szanse. Każdego dnia coś idzie po mojej myśli, każdego dnia mam łatwiej. Jestem okrutnym szczęściarzem życiowym, chyba pora to zauważyć. Wszystko działa na moją korzyść, chociaż jak typowy pesymista dostrzegam przewagę minusów nad plusami. Jakiś kop motywacyjny by się przydał. Zna ktoś dobrą lekturę motywacyjną, która zmusi mnie do wzięcia się za siebie i konsekwentnego dążenia do osiągnięcia celu? Taką wiecie, działającą super magicznie i super mocno.


Dzisiaj zniknęła kolejna przeszkoda, która odgradzała mnie od tego, co chcę robić. Moja kreatywność i chęć wyrażenia jakiegoś-czegoś mają wolną drogę. Wieczne narzekanie, że nie ma na czym pisać, że nie ma warunków, że nie wygodnie i inne trelemorele zniknęły. Czym ja mam się teraz wymówić, że nie tworzę nic większego, prócz wpisów tutaj? 

Ahh, mam, przypomniałam (wymyśliłam?) sobie! Nieczęsto jest czas na pisanie, kiedy mieszka się ze znajomymi. Wiem, że to się w sumie wyklucza, że teoretycznie można się zamknąć w pokoju i gardzić wszechświatem za drzwiami. Właśnie, teoretycznie można tak zrobić. Ale nie u nas. U nas trzeba być rodziną, trzeba być gotującą matką, wrzeszczącym ojcem, gardzącym zmywaniem synem i córką myślącą tylko o chłopakach, tudzież imprezach. Każde z naszej trójko-czwórki jest wszystkim po trochu. Gdzie czas na moje prywatne bycie alienem i zamykanie się w pieczarze z energetykiem i głową pełną pomysłów?
(Nie mogę tutaj nie wtrącić, że Kingstonik kochany i Gruby grizzulka to jedne z lepszych stworzonek, jakie są w moim życiu, dziecio-bracio-siostry, z którymi zabijam się i kocham jednocześnie. Naszych skomplikowanych układów w trzy przez cztery nie pobije nikt nigdy <3)


Okej, słaby powód, sama to widzę. Szukam czegokolwiek byle uczepić się nadziei, że to jednak nie wewnętrzne opory i lenistwo powstrzymują mnie przed pisaniem. Cholera, przecież ja to kocham robić. Te tomowe powieści skryte gdzieś w folderze o dumnej nazwie dok mówią same za siebie. Mówią za mnie. Jedne słabsze, drugie najukochańsze na świecie, trzecie oczyszczające głowę ze wspomnień uparcie niewypartych. Czytam je sobie czasem i nie wierzę, że teraz nie kreuję żadnego światka pełnego miłości i bólu, który mogłabym przelać na czyste strony worda.

Tarzanku, weź się za siebie. Koniec roku, a co za tym idzie, czas podsumowań i zawyżonej myśli motywacyjnej nie jest najlepszym okresem na jej brak.

39 komentarzy:

  1. Niestety nie znam żadnej mega motywującej książki ale mówią, że najtrudniej jest zacząć więc może trzeba się trochę zmusić i po prostu zacząć bez względu na setki wymówek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam chyba większych problemów z początkami jako takimi. Gorzej jest ze zmuszaniem się do systematyczności.

      Usuń
    2. U mnie też jest niestety z tym problem. Podobno wystarczy niecały miesiąc by od czegoś przyzwyczaić albo wprowadzić nowy nawyk.

      Usuń
    3. Miesiąc, a nie trzy? Gdzieś tak słyszałam. Tak czy siak ciężko sobie coś wpoić od zera.

      Usuń
  2. Każdy powód jest dobry, by się wymigać, prawda? :P

    Poza tym, bardzo lekki i optymistyczny wpis :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy, nawet najmniejszy ;)
      Hm, ja go tak nie widzę, ale może to i dobrze ;)

      Usuń
    2. A ja bardzo łatwo wyłapuję najmniejsze promyki radości u kogoś. Jest to dla mnie szczególnie zauważalne...

      Usuń
    3. To w takim razie też chciałabym zobaczyć trochę radości, bo ciężko w tym temacie ;)

      Usuń
  3. Ja też muszę się wziąć w końcu za siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. każdy sobie znajdzie jakąś wymówkę. ja zawsze sobie powtarzam, że gdybym miała swoje mieszkanie albo chociaż wynajmowane ze znajomymi, to prędzej bym się wzięła do roboty niż jak teraz mieszkam z mamą i jak nie ona do mnie coś mówi, to znowu braci muszę pilnować i tak w kółko. ale prawda jest taka, że jak już się chce, to można. trzeba tylko znaleźć motywację ;) mam nadzieję, że znajdziesz, trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyli tak zwany słomiany zapał. Pociesze Cię - też na to cierpię. U mnie nawet zacząć jest trudno..Ale kiedyś będzie za późno. Kibicuje Ci. Przepraszam, że tak długo mnie nie było ale już jestem. Nadrabiam zaległości. Chce CI powiedzieć, że u mnie właśnie nowy post i liczę na opinię z Twojej strony. To dla mnie ważne. Z góry dziękuję. Ściskam mocno.

    kindofeveryday.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam takiej książki. Osobiście lubię fantastykę. Mieszkanie z kimś nie jest słabą wymówką. Do pisania trzeba mieć spokój i brak irytujących spojrzeń i pytań "co robisz"

    OdpowiedzUsuń
  7. Koleżanka strasznie mi polecała "Poradnik pozytywnego myślenia"

    OdpowiedzUsuń
  8. To dobrze że wszystko idzie po Twojej myśli. Niektórzy mają znowu okropnego pecha i nic im w życiu nie wychodzi, a inni znowu nie doceniają tego co mają. Ja też często narzekam, a gdy bardziej się zastanowię, przecież niektórzy mają gorzej od nas i zawsze moglibyśmy znaleźć się w gorszej sytuacji. Mam nadzieję że motywacja wkrótce sama się pojawi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze może być gorzej, masz rację. ;)
      Też mam nadzieję, że wkrótce się zjawi ;)

      Usuń
  9. Klasyg.
    Dobrze, że mam pracę i studiuję dziennie - idealne wymówki na niepisanie. I przekonujące nawet.

    OdpowiedzUsuń
  10. Może nowy rok będzie obfitował w motywację i chęć spisanie nowej historii? Czasami potrzeba jednej iskry żeby wszystko poszło po naszej myśli. A co do narzekania i wymyślania tysiąca wymówek to nasza cecha narodowa :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ta iskierka byłaby przydatna w tym nowym roku ;)

      Usuń
  11. Niestety nie znam żadnych motywujących książek. Chociaż nie, znam, ale nie czytałam tylko widziałam film. Solidnego kopa w dupę dał mi "Dziennik Bridget Jones". Zrozumiałam, że można wyjść nawet z najgłębszego dołka. Tylko trzeba chcieć ;) I założyć dziennik rzecz jasna :p

    OdpowiedzUsuń
  12. coś się kończy, coś zaczyna! warto iść przed siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Pisanie to świetna ucieczka od problemów i takie przyjemne zajęcie. Też powinnam robić to o wiele częściej, a nie tylko zrywami :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Pisz, pisz, pisz! A ja chętnie poczytam, co stworzyłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Polecam "Sekret" i "Potęgę podświadomości". Kop motywacyjny zapewniony:)

    OdpowiedzUsuń
  16. polecam "Pollyannę". niby głupia powieść dla dzieci, ale odpowiednio odebrana może być bardzo motywująca :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie znam takiej książki, właściwie to mi też by się przydała.

    OdpowiedzUsuń
  18. Super magicznie i super mocno? Nie wiem... Na mnie bardzo podziałała lektura "Pięć lat kacetu" Stanisława Grzesiuka. Przy tym jak główny bohater znosił swój los aż głupio narzekać na to, że ktoś nam obrabia tyłek, że w szkole nie idzie, że rano nie chce się wstać z łóżka. Ale to nie jest książka, która ma umoralniać. To tylko i aż autobiografia człowieka, który wytrzymał w obozach koncentracyjnych 5 lat.

    Szczerze? Nigdy nie wyobrażałam sobie mieszkać z obcymi ludźmi. Dlaczego? Kiedy jestem na studiach to po to, aby się uczyć. Lubię swoją prywatność, nie lubię kiedy mi ktoś z butami wpierdziela się w intymność. ;) Może gdybym spróbowała, mówiłabym inaczej. Ale po miesiącu mieszkania z dwoma naprawdę wspaniałymi dziewczynami podczas pracy sezonowej nad morzem, było mi brak prywatności. Ale my miałyśmy wspólne wszystko - nawet łóżko.

    Bierz się w garść, bo od początku nowego roku naprawdę łatwiej zacząć wszystko od początku. Lub do czegoś wrócić. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o tej książce... A może nawet próbowałam się za nią wziąć? Nie pamiętam, ale po "Medalionach" Nałkowskiej nie byłam w stanie przebrnąć przez kolejne okropne obrazy wojny i obozów koncentracyjnych.

      Tego podejścia zupełnie nie rozumiem. Ja tam lubię spędzać czas z przyjaciółmi i nie czuję, że ingerują jakoś w moją prywatność. Spróbuj kiedyś, to nieustający ciąg śmiesznych wydarzeń ;)

      Obiecuję sama sobie, że tak właśnie zrobię ;)

      Usuń
    2. Tu wiele zależy od naszej wrażliwości. Grzesiuk jest bardziej dosadny. Opisuje wszystko bez ściemniania, znacznie bardziej obrazowo, bo jak sam pisze - jest prostym człowiekiem i pisze prostym językiem. Jeśli "Medaliony" były za mocne dla Ciebie, nie polecam więc pozycji Grzesiuka. Jest naprawdę mocna, wzbudza nie tylko współczucie, ale obrzydzenie, strach, kolana miękną. Ale nie brakuje w niej humoru, co jest fenomenem...

      Przyjaciele tak, ale zupełnie przypadkowi ludzie? Nie wiem czy jeszcze kiedyś spróbuję, bo wraz z Y. mamy swoje mieszkanie. Mieliśmy kiedyś mnóstwo lokatorów, gdy potrzebowaliśmy większej ilości gotówki i każdy grał mi na nerwy po czasie. A to dlatego, że cuchnął, gdyż stronił od łazienki, a to dlatego, że robił nam na złość, a to z tego powodu, że nie szanował, że o drugiej w nocy naprawdę nie chcemy mieć śmiejących się w głos za ścianą gości, kiedy Y. o 4:00 wstawał do pracy. Ba... nawet sobie jedna w Święta Bożego Narodzenia rodzinę sprowadziła bez naszej wiedzy (sześć osób), obsadziła całą kuchnię i w zasadzie nawet nie było jak wejść do środka, Z przyjaciółmi nigdy nie mieszkałam, ale obcych ludzi mam dość. Nie szanują cudzej własności, nie szanują zasad i mają w dupie wlaściciela. Ale te dziewczyny, które ze mną pracowały nad morzem były naprawdę fajne. Tyle, że tak jak mówię: przez miesiąc jedyne miejsce, w którym mogłam pobyć sama była łazienka. No i plaża w dzień wolny (o ile można nazwać byciem w samotności, kiedy dookoła setki plażowiczów). :D A człowiek czasami potrzebuje nieco spokoju, tak po prostu. Lubisz pisać, więc powinnaś wiedzieć co mam na myśli. :)

      Usuń
    3. Jeszcze bardziej obrazowo? Nie wyobrażam sobie tego, nawet nie chce. Moja wrażliwość ma zdecydowanie dość po porzucanych niemowlętach i kobietach zjadających swoje zmarłe współtowarzyszki niedoli.

      Skoro macie swoje mieszkanie to ja też bym nikogo więcej w nim nie chciała ;) A obcych ludzi sobie nie wyobrażam w mieszkaniu, jedynie baaardzo bliskich przyjaciół, tak jak mam teraz. W takim przypadku wiadomo, że nikt nie zrobi takiej akcji, jak rodzinne święta na chacie :D
      Rozumiem co masz na myśli ;)

      Usuń
  19. kiedyś miałam problem, żeby dostrzegać pozytywy w swoim życiu, ale od niedawna powoli zaczyna mi to wychodzić. może nie jestem szczęściarzem, ale na pewno nie jestem też ogromnym pechowcem :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Swego czasu miałam wielkie problemy żeby odnaleźć w czymkolwiek jakiekolwiek plusy, ale jakoś zaczynam sobie z tym radzić. ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. Też ciężko idzie mi pisanie, choć to przecież cały mój świat. Słowa są moim światem. Co do dobrej lektury motywacyjnej... Obawiam się, że nic nie pomoże, sama musisz się zebrać i znowu zacząć pisać i zapełniać czyste strony worda słowami ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Słowa są moim światem." - całkowicie się pod tym podpisuje ;)

      Usuń
  22. pamiętam jak kiedyś idealnie chowałam się w słowach :) nie widziałam dla siebie innej przyszłości niż pisanie. teraz pisanie jest pasją, taką cichą i moją własną, chociaż mam wrażenie że zaniedbaną. dbaj o swój talent! rozwijaj go! życzę powodzenia i trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
  23. doceń to, doceń to, że jesteś szczęściarzem i trzymaj to mocno w garści.

    OdpowiedzUsuń
  24. Musisz się jakoś zmusić do pisania, poszukać inspiracji.
    Ja kiedyś przestałam i już nigdy nie umiałam do tego wrócić. Talent wygasł. Dbaj o swój.
    Dobrą książką motywacyjną jest "Obudź w sobie olbrzyma" Anthony'ego Robbinsa. Ale uwaga! Trzeba mieć też dużo motywacji, żeby ją skończyć bo ma chyba ponad tysiąc stron ;) Trzymam kciuki :)

    OdpowiedzUsuń

OBSERWATORZY