sobota, 10 sierpnia 2013

1.3 coś Ci powiem - zginiemy oboje, dobrze wiemy, że nie wyjdzie na zdrowie nam to.

Wróciłam.
Rzadko kiedy napisanie tego słowa boli mnie tak jak w tym momencie, ale już nie będę się żalić. Zaplanowałam dużo zmian, między innymi właśnie skrycie się z rozszalałymi emocjami w inne miejsce w sieci, które ostatnimi czasy porzuciłam. Wszystko jest do naprawienia, ulepszenia, podrasowania. Zaczęłam od skasowania starych wpisów. Przedawniły się, zbrzydły, Nowa Idea siedząca mi teraz mocno w głowie mówi, że do niej nie pasują. Nie będzie już zrzędzenia, narzekania, tęsknoty, bezpłciowych wpisów, które niczego nie zmieniają. Będzie inaczej, może nawet lepiej? Wątpię, ale wierzę, taki tam paradoksik.

Opuściłam całą blogosferę, baa, cały internet! na miesiąc bez jednego dnia. Co u mnie w tym czasie się działo? Nie zmieszczę tego w jednym wpisie, sądzę, że w trzech będzie najzgrabniej. Oczywiście, żeby nie było zbyt łatwo, ładnie i kolorowo to zacznę od końca, czyli samotnej części mojej podróży.

Wyjeżdżając z przystanku Gdynia Główna miałam świadomość, że zostawiłam tam niedokończoną historię, do której już trzy minuty po ruszeniu pociągu chciałabym wrócić. Nie mówimy tu jednak o mieście, które jest pierwszym skojarzeniem ze słowem wakacje, czy polecanym przez znajomych jednym wielkim ośrodkiem odurzającym. Nic z tych rzeczy. Dla mnie to miasto wielu cudów, otwierające oczy i furtki jednocześnie do wielu bajkowych krain. A może zwyczajnie niewiele mi potrzeba, żeby poczuć się wewnętrznie szczęśliwą, kompletną, zajebiście radosną, tak do granic możliwości? Bliski człowiek, luźne życie, dużo dymu plus stado osób z gatunku tych pojebanie pozytywnych. To wystarczy, więcej zupełnie nic. 

Po górnolotnych przemyśleniach, które i tak zawsze powiewają płycizną intelektualną zacznę może od początku. Przez ostatni czas przekonałam się, jak bardzo lubię spontany. Jak przystało na osobę mającą tendencję do popadania w skrajności nie oszczędzałam się w tym temacie ani troszeczkę.

Spotykając Pana Pawła, o którym pewnie wspomnę jeszcze kilkaset razy, nie sądziłam, że nasza znajomość wciągnie mnie na kilka zbyt krótkich dni w taki zajebisty klimat. Nie zastanawiałam się zbyt długo, kiedy zapytał, czy nie mam ochoty go odwiedzić (historia naszego spotkania zawarta w opowieści o życiu w Mielnie zapewne niedługo ;). W głowie szybkie rozliczenie, kilka rachunków na kartce i zerknięcie do portfela - jadę. Coś mi się wydaje, że nigdy nie pożałuję tej decyzji, jakiekolwiek miałaby mieć skutki w przyszłości. W tym miejscu tryliard buziaków dla niego za pokazanie co najlepszego Gdynia może Ci dać smokecheebacheeba :D




W pociągu było oczywiście kilka długich momentów zastanowienia - czy człowiek, z którym spędzę następne siedemdziesiąt dwie godziny jest naprawdę taki, jakim go pamiętam. Bo co można o kimś wiedzieć po kilku godzinach rozmowy - w dodatku ostro zakrapianej alko - oglądaniu budzącego się nieba i kilku smsach? Niewiele, bardzo niewiele. Patrzę teraz na to z perspektywy czasu i śmieję się z siebie, bo już wiem, że to jeden z najlepszych ludzi, jakich dane mi było poznać. Bardzo głęboko siedzi mi w główce, ale nie powiem ani słowa więcej. Powiedzenie – w domyśle napisanie - czegoś głośno może dużo rzeczy zrujnować, a tej rozmowy jeszcze nie było.

Wracając do wycieczki - nawet moja dramatyczna orientacja w terenie, a nawet śmiem twierdzić, że jej całkowity brak nie przeszkodziła w samotnym przemierzeniu nadmorskich krain. Okej, wiem, że wejście do pociągu na stacji A i wyjście z niego na stacji B nie jest szczególnym wyczynem, ale dla osoby potrafiącej zgubić się w podziemnym przejściu z AŻ trzema wyjściami to już jakieś osiągnięcie.

Oglądając Gdynię przez okno samochodu nie dostrzegłam niczego ciekawego. Ot, może kilka ryjących głowię graficiarskich tworów, jak dziewczyna na wózku inwalidzkim z niemowlęciem na rękach, a pod nią podpis jestem niepełnosprawna, jestem aktywna. Pewnie to z powodu mojej płytkości nie łapałam głębi tego przesłania, tak samo jak tych wzywających do działania plakatów na przystankach: Twoja niemoc wzmaga przemoc, czy jakoś tak. Jeśli kogoś takie rzeczy poruszają to zazdroszczę i serdecznie pozdrawiam.

W mieszkaniu kawka - jako prawilna barmanka bez kwalifikacji oceniłam zdolności robienia kawy mojego gospodarza. Dajmy mu cztery plus z zaznaczeniem, że dogodzenie mi graniczy z cudem. Nasze słodkie gadki przy piwie pod blokiem i zbijanie piątek równoznaczne z mamtaksamo zostawię sobie w głowie. To ta część wspomnień, która jest całkowicie moja i całkowicie przesłodzona.

Macie w swoich miastach takie miejsca buntu? Nazywam tak te wszystkie rozjebane ławki, gdzie bez stresu można napić się piwa, opuszczone magazyny z upchanym między cegły otwieraczem, parki niedostępne dla policji, łąki czy lasy, gdzie nikt nikogo nie pilnuje, a i tak nikomu nie dzieje się żadna krzywda. W Gdyni symbolem takich miejsc jest dla mnie… murek przy plaży. Dosłownie PRZY PLAŻY. Takiemu małomiasteczkowemu wiśniaczkowi, jak ja, nie chciało się w to wierzyć, a jednak. Miejsce to wydaje mi się fenomenalne – piasek, tłumy ludzi, coś koło godziny dwudziestej, zachody słońca bez słońca, rodziny z dziećmi na kocykach, niemrawe łabędzie, idylliczny obraz polskiej plaży… a obok, jakby w innym wszechświecie wysoki, betonowy murek. Wydaje mi się, że dla niewtajemniczonych był niewidzialny, bo tłukące się flaszki, spadające kubki, czy kieliszkowe toasty nie zwracały niczyjej uwagi. Raj na ziemi dla młodego pokolenia Polaków, serio.

Było dużo alkoholu, dużo śmiechu, dużo dymu, dużo ludzi, dużo ciepła, dużo rozkmin, dużo wzdychania, dużo wariackich sytuacji. Dawno nie czułam się taka wolna, choć już od kilku tygodni mieszkałam i utrzymywałam się praktycznie sama. Dopiero tam, na tym niewygodnym murku poczułam się naprawdę dobrze, chociaż zupełnie obca i całkowicie zdana na osobę, którą objuczyłam pełnym zaufaniem po jakiejś niespójnej rozmowie po koncercie, na którym de facto żadne z nas nie było Jak trzeba być zajebistym, żeby to zaufanie wziąć na siebie i przez cztery dni troszczyć się o takiego gremlina, jak ja? Podziw wielki.

I tutaj chyba urwę tą bajeczkę, resztę zostawię na kolejny wpis. To praktycznie wyjęty z kontekstu środek opowieści, bo przecież wcześniej byłam trzy tygodnie w Mielnie, a później jeszcze dwa dni w Gdyni, a o Gdyni trzeba pisać, bo podobno jak się o czymś intensywnie myśli to się to przyciąga ;)

35 komentarzy:

  1. Cieszę się, że masz takie miłe wspomnienia związane z moim miastem. ;) A plaża naprawdę jest jednym z najlepszych miejsc na wypicie piwa wieczorem w dobrym towarzystwie. Magia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem strasznie zainteresowany tymi zmianami, Twoją podróżą i lekko tajemniczą otoczką tej historii. Czekam więc na dalszy ciąg i mam nadzieję, że opowiesz wszystko troszkę mniej enigmatycznie. Cieszę się, że wakacje dostarczyły Ci tak dużej dawki wspomnień i pozytywnych emocji. Bo chyba były pozytywne (?).

    PS.
    Dzięki za komentarz. Nie wiem czy pamiętasz ... rozmawialiśmy o "magicznym parku" we Wrocławiu. Moja wycieczka po Polsce i wrażenia z Wrocławia są w notce Tour de'Pologne - jeśli masz ochotę to poszukaj i poczytaj.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie to największa motywacja - masz rację :)
      To bardzo się cieszę, że masz zamiar brać sprawy w swoje ręce i działać! Tak właśnie myślałem, że emocje biorą na razie górę.

      Wiesz, ręki sobie uciąć nie dam z tymi krzaczkami ale wydaje mi się, że nie było takowych. Za to dobrze pamiętam jedną śliczną blondynkę, która tam sobie siedziała na ławeczce.


      Usuń
  3. Co prawda nie lubię Gdyni bo jak byłam mała musiałam spędzać tam każde wakacje więc teraz mnie boli na samą myśl o tym mieście, ale dobrze, że masz fajne wspomnienia. A co do spontanów to ja też zaczynam je lubić. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak, jakby mnie nikt nie zmuszał to też bym miała miłe wspomnienia. ;P A bo ja czasami taka dupa wołowa byłam. ;P

      Usuń
  4. Gratuluję "Nowej Idei". Widzę, że naprawdę stanowczo do niej podchodzisz. I dobrze.. czasami trzeba coś w swoim życiu zmienić.
    Gdynia to naprawdę bardzo ładne miasto. Byłam tam i mogłam zaraz wrócić. Zaintrygowałaś mnie tym wpisem i jestem ciekawa Twojej dalszej historii z wakacji.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam dłuższe przerwy w blogosferze :p

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzymam kciuki za nowy początek. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się, że zaczynasz pewne zmiany na blogu i w swoim życiu. Takie pozytywne :)
    Widzę, że bardzo dużo się działo, więc czekam na dalszy ciąg historii :)
    A takie miejsca gdzie w spokoju i bez przeszkod można posiedzieć i napić sie piwa są najlepsze :p

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobrze mieć fajne wspomnienia :D Nie piję piwa, więc nie szukam takich miejsc buntu :D

    OdpowiedzUsuń
  9. No właśnie - wiem doskonale, że sama tego chciałam. Co więcej, dzisiaj zrobiłabym to samo i niczego nie żałuję. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oby tylko znaleźć takich wartościowych ludzi.:)
    Tak masz rację. Takie to paradoksalne.

    Nie jest tak źle :D Ale rozumiem Cię doskonale, czasami jesteśmy tak pełni emocji, że trudno to wszystko opisać i wychodzi wielki chaos :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam takich miejsc buntu, szczerze mówiąc, całkiem sporo. Mają swój urok, dodatkowo przez to, że znajdują się na przeróżnych osiedlach, jedno jest zupełnie inne od drugiego i jakby należy do innej dzielni, więc drogi ich nie mogą się krzyżować :D

    Czasem trzeba zaryzykować, inaczej możemy stracić szansę na niesamowite wspomnienia. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to w sumie nie wypowiadałam życzeń. Skupiłam się bardziej na teraźniejszości i otoczeniu, w jakim przyszło mi oglądać te gwiazdy ;D

      Moi znajomi właśnie trochę się w ten sposób zachowują :D Jak dzieci testują tego, którego im przedstawiam :D


      Bardzo. Uwielbiam je, swoją drogą. :)

      Usuń
    2. Nie było kiedy nawet :D

      Jeszcze nie chłopaka, ale mam nadzieję ;)

      Ja mieszkam w domu, ale mam drugie mieszkanie. Właśnie na blokowisku. I mój najlepszy przyjaciel mieszka na takim zajebistym, a tam spędzam 3/4 swojego czasu.

      Usuń
  12. Pierwszy raz tu jestem, ale chyba nie ostatni... Bo czyta się przyjemnie i ciekawie... :
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Czekam na dalsze wpisy. Ten bardzo miło się czytało :)
    Nie kojarzę u siebie takich 'miejsc buntu', bo właściwie przez długi czas nie były mi potrzebne, więc ich nie szukałam. Chociaż wydaje mi się, że nad morzem o nie łatwiej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nowe początki zawsze są lepsze, bo jesteśmy mądrzejsi :)

    OdpowiedzUsuń
  15. a więc powodzenia w kolejnym początku pisania bloga - z pewnością Ci się przyda :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zmiany są dobre, więc życzę powodzenia :)
    Czasami czujemy że możemy komuś zaufać, coś nam mówi że warto i poddajemy się temu i dzięki temu spędzamy cudowne chwile! Dlatego warto od czasu do czasu zaryzykować.

    OdpowiedzUsuń
  17. Stare wpisy to stara historia :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Tak już jest człowiek skonstruowany. Częściej pamięta o złym, aniżeli o dobrym. Choć to też myślę zależy od człowieka.

    Rozumiem Cię doskonale :) Myślę, że przed napisaniem takiego emocjonalnego tekstu należy trochę ochłonąć i może to pomoże :D

    OdpowiedzUsuń
  19. Gdynia - byłam tam przez aż całe 5 godzin i co jak co ta plaża, ta alejka i w ogóle to wszystko jest zajebiste. Miałam w tym roku jechać tam na wakacje, ale niestety ja i moja połówka się rozstaliśmy, a zeszliśmy się yyy niecałe kilkanaście godzin temu więc już za późno na jakikolwiek wypad ;< / dodaje do czytanych

    OdpowiedzUsuń
  20. Grunt, że jest o czym myśleć i co wspominać :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Aż chce się spakować rzeczy i ruszyć do Gdyni :P

    OdpowiedzUsuń
  22. Właśnie chyba nie mam bo już teściowa wybiera mi okna jakie mają być >.< chyba mnie coś strzeli... Wprost "uwielbiam" jak ktoś mi się tak pcha w życie ;/ nie wspomnę o tym, że agentka nieruchomości, nie wiedzieć czemu, zamiast do nas dzwoni do niej -.-'

    OdpowiedzUsuń
  23. Wieki nie byłam na żadnym wydarzeniu, ale wezmę to pod uwagę od końca sierpnia może, bo coś się zacznie dziać. Dzięki :)

    Nieoficjalnie do tego się zbliża nieuchronnie, ale oficjalnie jeszcze chyba trochę :D

    Mhm, no i tam mam swoich znajomych, to też jest ogromny argument :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Niestety i raczej nie uda się zmienić tej mentalności ;]

    OdpowiedzUsuń
  25. aż się buzia uśmiecha, szczególnie po także udanych wakacjach;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Czasem jest tak jak mówisz, coś co było jeszcze do niedawna takie prawdziwe, warte całego zachodu staje się po pewnym czasie jakimiś słowami, tekstem, który budzi w nas jakieś wspomnienia, o których sami nie zawsze chcemy pamiętać. Dobrze czasem wszystko uporządkować i wprowadzic nowy porządek:)

    OdpowiedzUsuń
  27. Dobrze, że wakacje się udały i masz co opowiadać.

    Uwielbiam "miejsca buntu". Mam w mojej mieścinie parę takich ;-)

    OdpowiedzUsuń
  28. Podziwiam tę samotną podróż; ja jestem za strachliwa, żeby się na to póki co odważyć, choć nadmorskie klimaty to mi się marzą, oj marzą ... :))
    Miejsca buntu? Podoba mi się ta nazwa :D

    OdpowiedzUsuń
  29. Jak powroty ostatnio kują w oczy. A Gdynia i całe Trójmiasto to wspaniałe miejsca. <3

    OdpowiedzUsuń
  30. Byłaś w Mielnie trzy tygodnie? I wpierdol, że nie powiedziałaś. Może gdzieś tam się minęłyśmy.
    I tak właściwie to fajna sprawa z panem Pawłem. Chyba mogłabym mieć podobną, gdyby nie to, że jestem uwiązana przez pracę no i przez to, że jestem tchórzem.

    OdpowiedzUsuń
  31. Wakacje to taki magiczny czas :-)

    OdpowiedzUsuń

OBSERWATORZY