piątek, 2 maja 2014

3.3 więcej strat niż zysków.

Głupie smartfony, głupi świat pędzący na oślep, głupie kontakty międzyludzkie, a jednak między galaktyczne, międzyinternetowe. Whats app, kolejna aplikacja napędzająca odważne chaty o niczym. Sądziłam, że pewien człowiek zmienił numer kilka dekad temu, a dzisiaj jego twarz wykwitła mi na ekranie nowego telefonu, na którym nigdy go nie było.

Ile to już czasu minęło? Od żałosnego lipca 2012 prawie dwa lata, no, bez dwóch miesięcy. Nadal bardzo łatwo przywołać mi w pamięci wspomnienia tamtych gorących dni, tego tygodnia pełnego przeczytanych słów i odebranych połączeń, a także napięcia, oczekiwania, stresu. Żyłam wtedy na jednym serku wiejskim, kilku somersby, papierosach, a do tego dokarmiał mnie ogromny stres i świadomość, że za kilkadziesiąt godzin zobaczę faceta, który zakręcił mi w głowie, jak nikt inny – natychmiastowo i fundamentalnie.



Do tej pory odczuwam w sobie konsekwencje tamtego czasu. Nie mogę powiedzieć, że żałuję tego, co się stało, bo wiem, że na pewno chciałabym więcej i więcej, bez jednej myśli o tym, kim ten człowiek jest i jak bardzo poharata później moje serce.

Taki poranny flashback nie był mi w ogóle potrzebny. Wytrącił mnie z równowagi, której od pewnego czasu zupełnie nie mam.

Jak wykaraskać się z zapijania przywiązania? Myślę o tym, w jakie niezrozumiałe bagno dałam się za rękę wprowadzić i nie wiem, co czynić dalej. Stoję, otoczona z każdej strony lepkim mułem, nogi splątane mam długimi, obślizgłymi roślinami, które nigdy nie kwitną. W pobliżu żadnej żywej duszy, nawet brunatna ropucha nie kuma na mnie spod oka.

To pustkowie to portret faceta, który jeśli czegoś chce, dąży do tego w idealnie dostosowany do danej kobiety sposób. Zgubiłam z nim nitkę kontaktu w momencie, kiedy na ten kontakt się otworzyłam. I dlatego stoję tutaj teraz bez broni, sama, zmarznięta, przemoczona lodowatym chłodem własnych, kreowanych w głowie problemów. Nie potrafię tego wytłumaczyć i chyba nie potrafię jej odnaleźć. Nie umiem być natrętna, nie umiem na siłę imponować swoją osobą, a do tego myślę w kurwę za dużo.

Jeśli te czarujące znaki z jego strony to takie odsuwanie, jakie przyjaciel Konrad przedstawił mojemu styranemu od myśli móżdżkowi, to może nawet obejdzie się bez wielu tygodni smutku. Jakoś średnio w to wierzę, ale imaginuje sobie piękne sceny z nadchodzących juwenaliów, ekonomaliów i innych zalatujących alkoholem eventów. Tam będzie dobrze, tam go nie będzie, tam będę się leczyć.

Chciałabym, żeby ktoś był gdzie indziej niż jest, a Portretowy nie był takim… żeby w ogóle go nie było, niż żeby odpierdalał mi takie szopki – hopki, jak ostatnio. I żeby ten stres minął, nigdy nie czułam takiego ucisku w żołądku, nigdy nie czułam go dzień w dzień. Hm, może raz, wtedy, w lipcu 2012. Czy to zwiastuje katastrofę? Wszystko minie, kurwa, przecież ilość, a nie jakość, przecież nie-miłość, a ilość. Nigdy nie zrozumiem pochrzanionej, męskiej logiki bez serca.

A MIAŁO TAK INACZEJ BYĆ TU.
NOWY DAMIAN TAKŻE PIĘKNY, JAK ZAWSZE.

29 komentarzy:

  1. Czasem szkoda, że my nie jesteśmy jak smartfony (albo inne telefony) - wyłączasz i po sprawie. Z drugiej strony, kiedyś zaprocentują nabyte doświadczenia. Mnie już łatwiej wmówić sobie, że rozsądek ważna rzecz i trzeba go słuchać i już.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłabym bardzo wdzięczna za przycisk OFF na karku.

      Usuń
  2. Leczenie się alkoholem to pozorny krok w przód i trzy w tył. A jeżeli pójdzie bardzo źle, to alkohol będzie Ci na myśl go przywodził.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przesadzajmy, jest to sytuacja do opanowania ;)

      Usuń
  3. Wspomnienia to czasem najgorsze co może nas spotkać... lecz paradoksalnie lubimy się w nich tarzać, upajać się nimi wpadając w błędne koło. Lecząc się z teraźniejszości wpadamy w wir czasów przeszłych ... a potem trzeba się leczyć także ze wspomnień. A przyszłość, a przyszłość powinna być odwrotnie proporcjonalna do smutnych wspomnień.

    PS.
    Pytałaś, jak sobie Ciebie wyobrażam. Brunetka, drobniutka i delikatna dziewczyna z prostymi włosami do ramion. Lubisz biżuterię, ale gustowną i nie przesadzoną, dodaje ona spokojnie tego czegoś Twojej niepozornej osobie. Mały nosek, skromny i nieśmiały uśmiech złożony z wąskich i cienkich ust, duże oczy podkreślone subtelnym makijażem i długimi, może zbyt zalotnymi rzęsami... Mój obraz przedstawia skromną i zwyczajnie ubraną dziewczynę, siedzącą samotnie gdzieś na ławce - nad brzegiem morza lub w jednym z parków Wrocławia. Jej nieobecne spojrzenie daje do zrozumienia, że duchowo jest gdzie indziej...

    Tak jakoś z grubsza. Wyobraziłem to sobie tylko na podstawie tego w jaki sposób piszesz. Lubię analizować i domyślać się takich rzeczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe no to myślę, że ogólny zarys mi się udał :)
      Co do samotności - po prostu musiałem Cię widzieć samotną, wyczekującą czegoś, szukającą szczęścia gdzieś tam w punkcie w który się wpatrzyłaś.

      W każdym bądź razie, myślę, że jest w Tobie jakiś pierwiastek czegoś co ja nazywam "czarno-białością"... z jednej strony delikatna mała dziewczyna, a z drugiej - tej wewnętrznej i "nieobecnej" ostra babka która nie stroni od alkoholu i samodestrukcji. A to wszystko zdeterminowane przez wspomnienia i emocje siedzące w podświadomości ... czasem je tu przemycasz, a mnie po prostu zainteresowały na tyle, że zastanawiałem się kim możesz być :)

      To dobrze, że masz wokół siebie ludzi, którzy Cię odciągają od złych myśli, trzymaj się!

      Usuń
  4. to naprawdę mnie. tylko, że kiedyś, nie teraz i musisz najpierw zaryć sercem o beton, żeby móc się podnieść, otrzepać i iśc dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jestem dobra w tym ryciu sercem o beton.

      Usuń
  5. To wszystko w końcu się uspokoi. Wspomnienia wyblakną i przestaną wyprowadzać cię z równowagi. Potrzeba tylko czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd ja wezmę na to cierpliwość to nie wiem.

      Usuń
  6. Memories... bad memories...
    Potrafią totalnie rozwalić całe Twoje filigranowe życie. Na pozór dobrze poukładane. Wybijają z rytmu. Gdy Ci się wydaje, że już wszystko jest ok, że wspomnienia już nie wrócą, a jeżeli wrócą, to sobie dasz z nimi radę... ale nie. Tak niestety nie jest.
    A alkohol to chyba najgorsze, co można w takim sytuacjach robić. To nic nie daje... nic!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zaprzeczam, ani też nie potwierdzam, że to jedna z najgorszych rzeczy, jaką można robić. Każdy ma swoje lekarstwa na paranoje ;)

      Usuń
    2. Wiadomo. Nie wszyscy są tacy sami, by mieli ten sam sposób, by naprawić coś. Ale jednak popadanie w nałogi, zwłaszcza w alkohol NIC nie daje. Serio. Wszystko burzy jeszcze bardziej. Uwierz mi, coś o tym niestety wiem.

      Usuń
    3. To żadne popadanie w nałogi, nie przesadzajmy! :) I nie mów proszę, że od takiego zachowania blisko do owych uzależnień. Robienie głupot, tak bym to nazwała. Przy tym fajna zabawa, niewiele szkodzi mi, czy innym :)

      Usuń
  7. Wspomnienia... kiedyś po czasie będziesz myślala o tym bez jakichkolwiek uczuć... ale przyznaję, że na to trzeba bardzo dużo czasu!

    Wiem, że jestem w stanie poradzić, ale boję się, że dopadnie mnie pech, że to akurat mnie, i że podwinie mi się noga nawet na czymś łatwym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha pocieszyłaś mnie! No ale wiesz tak czy siak są takie przypadki! Nie chce żebym to była ja, mam takie czarne myśli, muszę się ogarnąć ;D

      Usuń
  8. Napiszę tylko coś, co wiele razy już przeczytałam gdzieś w necie i wciąż na nowo mnie to podbudowuje. Nie żałuj nigdy rzeczy, które gdy robiłaś przynosiły Ci szczęście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żałuję, ani trochę. Żałuję jedynie końca, albo patrząc na to przewrotnie - początku, bo gdyby się nie zaczęło to również by się nie skończyło, nie gryzłoby pod skórą. Pokrętna logika, mam nadzieję, że zrozumiesz ;)

      Usuń
    2. Czyli żałujesz tylko końca, bo gdyby się to nie zaczęło, to byś nie przeżyła wielu cudownych chwil. Te chwile zachowaj tylko w pamięci, a końca nie żałuj, bo z tego co wywnioskowałam jego przebieg nie zależał od Ciebie ;)

      Usuń
    3. Może trochę jednak zależał? Chociaż teraz to już babskie szukanie swojej winy, której chyba nie było. Za świeża sprawa, żeby spokojnie wspominać miłe momenty ;)

      Usuń
    4. Świeża? Przecież już trochę czasu minęło ;) Nie ma co rozdrapywać ran.
      Znajdę teraz tekst, który mi w tych sprawach przemówił do rozsądku :P
      "McGinnis spotkał biznesmena, który nieustannie czymś się zamartwiał. Gdy terapeuta przeanalizował jego obawy, okazało się, że 40 proc. z nich dotyczy wydarzeń, które prawdopodobnie nigdy nie nastąpią, 30 proc. związanych było z decyzjami podjętymi w przeszłości, których i tak nie można już zmienić, 12 proc. dotyczyło krytyki pochodzącej od innych ludzi, która w gruncie rzeczy niewiele się liczyła, 10 proc. miało źródło w trosce o zdrowie (o które dbał najlepiej jak potrafił), a tylko 8 proc. było uzasadnionych. Gdybyśmy umieli zredukować nasze troski o te 92 proc., bylibyśmy na drodze, by stać się panami samych siebie – zaznacza McGinnis."
      Polecam stronę coaching.focus.pl :)

      Usuń
    5. Świeża, nawet bardzo. Może źle to wszystko ujęłam, ale w tekście występują dwaj różni faceci ;)
      Chyba mam uraz do coachingu, bo u mnie w szkole prawie non stop ktoś o tym mówi. Ale zerknę na tą stronę, może jednak coś mi przemówi do rozsądku? ;)

      Usuń
    6. Cooo? :D Dwaj? :D No to ja muszę najwidoczniej wszystko przeczytać od nowa i to dwa razy chyba :P
      Stroną stroną po prostu podałam źródło cytatu :P

      Usuń
  9. miejmy nadzieję, że się uda! ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie łatwo wyłączyć wspomnienia. To prawda, że czasem dobijają się do nas na nowo ożywione i nie wiemy w zasadzie dlaczego tak się dzieje. Ale przeżywamy je na nowo równie intensywnie.

    Męska logika? Zbyt ogólne pojęcie. Nie ma dwóch takich samych facetów. Lubimy uogólniać, ale wydaje mi się, że wiem co mówię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uogólniam teraz całej męskiej logiki, tylko ten jeden mały 'nurt', na który natknęłam się już nie pierwszy raz. Może trochę ogólne określenie, ale chodzi mi o często spotykany szkopuł, występujący przy kończeniu jakiejś relacji.

      Usuń
    2. U mnie za każdym razem było inaczej...

      Usuń
  11. Takie niespodziewane "wspominki", które rzucają nam się pod nogi znikąd są straszne. Jesteśmy nieprzygotowani na nic, bezbronni a tutaj nagle HELLOŁ, PAMIĘTASZ??? - Nienawidzę, nic tak nie osłabia. Ja mam jeszcze tak, że paradoksalnie zawsze coś takiego spada na mnie dokładnie wtedy, gdy się najmniej tego spodziewam - gdy mam wszystko pięknie poukładane w jak najlepszym porządku.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wspomnienia, szczególnie takie ważne za szybko nie uciekają z naszej głowy. W zasadzie nigdy.

    OdpowiedzUsuń

OBSERWATORZY