Proszę tylko nie mówić, że czas
leczy rany, doskonale o tym wiem, zdaję sobie sprawę. Za kilka tygodni,
miesięcy, bądź lat (zostańmy najlepiej przy tygodniach!) wszystko będzie
inaczej. Gorzej, albo lepiej, radośnie albo smutno. W każdym razie inaczej, a
inność na daną chwilę jest dla mnie wyczekiwanym cudem. Chociaż ostatni czas
przyniósł milion zmian w porównaniu do wcześniejszego, hm, można powiedzieć, co
najmniej kwartału, to łaknę każdej rzeczy, która oddali mnie od obecnego bezsensu.
Pokrętnie składane zdania, widzę
to. Staram się nie wpychać wiele między wiersze, ale w dłoniach już czuję, że
bolałoby mnie nie opisanie tutaj tych wszystkich chorych spraw kotłujących się w głowie. Tyle masek mają moje miłości, tyle mam ja sama. Gubię się, będąc sobą.
Jestem trzema milionami osób jednocześnie i żadną na dany moment.
Pozbycie
się przywiązania to nie lada wyczyn, zwłaszcza jeśli długo się przed nim
broniło. Nie jestem stworzona do bycia twardą, na pewno nie w relacji damsko –
męskiej. Moje zdecydowanie to pięknie odgrywane przedstawienie. Tak naprawdę
ani na sekundkę nie przestaję być dziewczyną, która spaceruje gdzie trzeba,
odwiedza kogo trzeba, gotuje i sprząta jak trzeba, byle pan królewicz był
uśmiechnięty i kochał mocno. A królewicze zazwyczaj chuj.
Ciężko jest wierzyć
ekstrawertykom, ciężko uwierzyć w ich intencje, jeśli sprawiają wrażenie
zaskakująco dobrych. Zresztą, na dany moment nie powinnam wierzyć nikomu. Po
uszy tkwię w środowisku, które przez kilka małych i ogromnych wydarzeń stało
się chore, wypełnione po brzegi intrygami. Tak mi się przynajmniej wydaje, tak
to wygląda. Ostatnie życiowe oglądanie książki po okładce, kiedy to koniec
końców okazało się, że od początku miałam racje, niesamowicie mocno styrało mi
serce, głowę, a co najgorsza – wątrobę.
Patrząc bez jakiegokolwiek dystansu
na zaistniałe wydarzenia, nawet nie staram się anulować w swojej głowie modułu
naiwności, jaki został włączony z nieznanych mi powodów.
ja nie wiem, czy czas leczy rany. czy leczy TAKIE rany. bliżej mi do pomysłu, że z czasem jest trochę łatwiej, ale sam w sobie niczego nie załatwia. trzeba się wkurwić, na siłę pozbierać i uprzeć, że jest się wyleczonym.
OdpowiedzUsuńŁatwo powiedzieć, trudno zrobić, usilne pozbieranie się wymaga jednak trochę siły, a takie zrzucanie wszystkiego na czas - łatwizna.
Usuńpuenta jest taka, że w którą stronę byś nie ruszyła i tak jest chujowo. nie ma wyjscia, trzeba przeżyc każdą minutę tego stanu.
UsuńPrzywiązanie to najgorsza dziwka, która wypełzła z puszki Pandory.
OdpowiedzUsuńHm, jedna z dwóch najgorszych na pewno.
UsuńWłaśnie dlatego jestem ostrożna. Nie chcę później cierpieć.
OdpowiedzUsuńZbytnia ostrożność jest nieopłacalna.
UsuńMówisz, że nie da się wierzyć ekstrawertykom? Z introwertykami chyba bywa jeszcze gorzej... Sam wiem po sobie, przeważnie ludzie się mnie boją. Na początku jest wszystko wporząsiu a później ... łapie ich przestrach.
OdpowiedzUsuńŻeby komuś zaufać, trzeba kogoś na prawdę dobrze poznać ... a do tego trzeba chęci i wytrwałości. Najpierw trzeba odrzucić myśli o zaufaniu by później je wspólnie stworzyć.
Słuchanie bez interpretacji, bez oceniania, bez budowania od razu swojego zdania na czyjś temat... tak to ma sens - tylko, że dla kogoś kto słucha po to by leczyć, dla psychologa. A dla zwykłych ludzi? Oni muszą analizować ... przynajmniej ja odczuwam taką nieodpartą potrzebę. Być może ktoś lubi bezmyślnie czytać czyjeś teksty (tylko zastanawiam się po co wtedy czytać).
UsuńCoraz częściej zastanawiam się nad psychologiem. Ale szczerze mówiąc odrzucam tą opcję bo psycholog w publicznej przychodni odpierdala manianę i ma chorych w dupie, a z kolei prywatny specjalista jest drogi. Więc sama rozumiesz.
"Emocjonalnie-nieemocjonalny amok" - piękne stwierdzenie, już jest jednym z moich ulubionych.
Czyli z dwojga złego jaki typ osobowości bardziej Ci pasuje, albo jaki pasował by do Twojej osobowości.
Miło mi, lubię rozszyfrowywać, lecz to tylko ogólniki na które zwróciłem uwagę w Twoich tekstach, no i moja lekka skłonność do nadinterpretacji. Wiesz myślę, że moglibyśmy długo pogaworzyć na te i podobne tematy ... :)
Generalnie każdy patrzy ze swojej perspektywy i odnosi się ze swoich doświadczeń - to oczywiste i ciężko nam się tego wyzbyć, ciężko powstrzymać. Jednak można to pogodzić z tym, żeby wyczuć intencje drugiej osoby z którą rozmawiamy bądź do której piszemy. Wiadomo, na blogach powstaje wiele nieporozumień... no ale to właśnie chyba wynika z tego niedbalstwa, że ludzie czytają ale robią to mechanicznie i bez analizy. Zdarzyło mi się kilka razy że ktoś napisał u mnie "ale ładnie" ... to myślałem, że zabiję - wszystko można powiedzieć o moim blogu, ale na pewno nie że jest ładnie.
UsuńPewnie, że ta pewność siebie jest naciągana! Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, i to zabieg specjalny. Chciałem tylko pokazać jak można się czuć stawiając się w sytuacji "tego który patrzy". Że może to dać troszkę adrenaliny i podreperować pewność siebie. Dla kogoś kto jest nieśmiały piękna sprawa - trzeba tylko spróbować spróbować :) Choć można by użyć tego jako jedną z wielu cegiełek - nie mówię, że fundament, ale cegiełkę - czemu nie?!
Wiem, ktoś mógłby mnie nakierować na czarną bądź białą stronę. Pomyślę nad tym.
No dobra, ale patrz ekstrawertyk może dawać dużo więcej powodów do zazdrości a w konsekwencji do utraty zaufania - przecież taki "ekstrawertyk maczo" potrafi być otwarty do wszystkich i lubi pokazywać się wszystkim, wiadomo zwłaszcza kobietom, baby na takich często lecą - więc pan ekstrawertyk ma dużo okazji by to wykorzystać. Natomiast introwertyk zamyka się w sobie i prawie nikomu nie daje się poznać - jednak jeżeli zdecyduje komuś o sobie opowiedzieć to znaczy że ta osoba jest dla niego wyjątkowa w pewien sposób i teoretycznie nie powinien jej okłamać.
Każdy lubi wiedzieć co myślą o nim inni - tylko nie każdy się przyznaje. Ja się mogę przyznać :P No skoro uważasz, że tak celnie trafiłem to dobrze ;) ale za naszymi osobowościami stoi niezliczona ilość szczegółów... chyba. To może spróbuj, pobawimy się w psychoanalizę albo inne portrety psychologiczne - co Ty na to?
Śmiało - nieśmiała ... nieźle!
UsuńPodkolorowałem to wyobrażenie o "atakowaniu wzrokiem" - nie robię tak na co dzień, ale zdarza mi się coraz częściej. Pomaga. A może byś spróbowała kiedyś wlepić w kogoś tak bezczelnie swoje oczy... niech to nawet będzie kobieta, dziewczyna (bo niby bezpieczniej hehe).
Wiem, że nie zrozumiem. I wiem też, że właśnie w ten sposób lubicie komplikować sobie życie - a w konsekwencji nie tylko sobie ale i też facetom.
Wiesz, ja chyba (CHYBA?) nie jestem takim typowym introwertykiem... jestem kameleonem. Też bywam śmiało - nieśmiały i czarno-biały. Bo w sumie nie uważam, żeby np moje podejście do rzeczywistości było nudne.
Apropos Twojej wizji właśnie. Jest w pewien sposób trafna, lecz nie do końca. Nie wiem czy sam mogę to nazwać "głębią" - ale wiem, że jakimś dziwnym trafem po kilku pierwszych kontaktach z ludźmi potrafię u nich wzbudzić zaufanie... i wszyscy prędzej czy później wpadają na pomysł żeby mi opowiedzieć o swoich problemach, tajemnicach itp. Czy mam negatywne podejście do wszystkiego? Do wielu rzeczy na pewno ... "jestem realistą, którego psycholog uznałby za pesymistę". Ale przecież nie wszystkie moje posty (bo na tej podstawie możemy się oceniać) były smutne. Przecież miałem wiele pozytywnych wpisów, np. o podróżach, muzyce i wolontariacie i innych zajawkach. Noo przeloty od k2 do mariańskiego rowu to moja codzienność ... (wiem o co chodzi, mnie nie zagniesz takimi cytatami hehe).
Jakąś cząstkę racji więc pewnie masz. Będzie nieskromnie jeśli powiem, że uważam, że ciężko mnie wyczaić?
ostrożności nigdy za wiele :)
OdpowiedzUsuńNie do końca się zgodzę :)
Usuńczas i owszem leczy rany, ból będzie mniejszy, ale jeśli chcesz by coś się zmieniło za te kilka tygodni tylko Ty możesz tego dokonać. U mnie nic nie zmienia się chyba od dwóch lat, a od roku tkwię w ślepym zaułku. Samo się nie zrobi - jeśli czegoś chcemy to musimy się o to postarać.
OdpowiedzUsuńCoś by się pewnie zmieniło, ale zazwyczaj chodzi o relacje z innymi, a drugiego człowieka zmienić się nie da, a nawet jeśli, to nie ma w tym najmniejszego sensu ;)
UsuńMówią, że jeśli chcesz zmienić świat to zacznij od siebie :)
UsuńBanalne stwierdzenie, ale może to i racja? Pewnie się nie dowiem, dopóki nie sprawdzę na własnej skórze :)
UsuńMoim zdaniem coś w tym jest, bo chodzić tu może po prostu o zmianę punktu widzenia :)
UsuńCzas leczy rany, ale po ranach zawsze zostaje jakiś ślad. A co do ostrożności... mawiają, że tej nigdy za wiele, ale ja chyba mam jednak duszę ryzykanta, bo trudno mi się z tym zgodzić ;)
OdpowiedzUsuńBycie takim ryzykantem daje o wiele więcej chwil radości, niż bezustanne trzymanie bezpiecznej odległości od 'granicy' :)
UsuńCzas nie leczy ran. Czas pozwala nam o nich zapomnieć, jednak gdy już się przypomną, to i tak bolą jak kiedyś, tylko inaczej na to patrzymy. Znamy ten ból i chyba nie przeżywamy go tak bardzo jak na początku. Trzeba zacisnąć zęby i iść na przód.
OdpowiedzUsuńŁatwo powiedzieć, trudno zrobić :)
UsuńDokładnie. Jednak COŚ zrobić trzeba. Nie mam sensu stać w miejscu. :)
Usuńma* :)
UsuńPrzyzwyczajamy się do pewnego stanu rzeczy, a później ten stan znika. I zostaje pustka, jak po wyrwaniu jakieś części z nas.
OdpowiedzUsuńNie lubię tego stanu bardzo.