Nie wiem jak się pisze, nie wiem
jak się mówi. Poprawność zgubiłam gdzieś za rogiem, a ręce nie przyzwyczajone
do używania klawiatury od nowa uczę stukać w czarne literki. Próbując porównać
chaos moich myśli do kobiecej torebki wyśmiałam samą siebie. Skurwysyński mam
ten chaos, przepastny wszechświat torebki to przy tym mały pikuś, bułka z
masłem i takie tam. Emocjonalny burdel, tęsknota i utrudnianie sobie życia, tak
to ostatnio wygląda. Chciałabym się cofnąć w czasie do okresu, kiedy coś
potrafiło ścisnąć mnie tak mocno, tak naprawdę, tak rzeczywiście. Bo od momentu
pewnych wydarzeń mam wrażenie, że uczucia to tylko delikatne rysy na
świadomości, a wspomnienia wielkich wrażeń i doznań to wspomnienia snów…
I po raz kolejny powraca pytanie –
dlaczego?
Po tej pięknej przedmowie, której
równie dobrze nie musiało być wcale, mogę się pokłonić i przyjąć razy za to, że
od tak dawna nic nie napisałam. Że nie żyłam tutaj tak, jak powinnam żyć, tak
jak sobie obiecałam. Wiecie, coś w stylu dążenia do celu, chociaż u mnie to
praktycznie abstrakcyjne pojęcie. Żeby jasno i prawilnie się przyznać to
opierdalałam się pod pretekstem początku studiów, nowego miasta i mieszkania
sam na sam z 3/4 wariatami.
Czytam właśnie pierdołkę, którą
miałam przygotowaną na ten wpis – taki wiecie, kartkowy, odręczny spis
przemyśleń postowych. Szczerze? ŻAŁOŚĆ. Inaczej nie jestem w stanie tego
określić. Jedyne co mi się podoba to tytuł: „Król się bawi, złotem płaci”. Tak,
tak, jak psychofanka od czasu do czasu czytam sobie wywiad Żulczyka z Pezetem z
„Przekroju”. Już sama nie wiem, czy bardziej fascynuje mnie styl wywiado-gadki Jakuba
czy treść odpowiedzi Jana (?) Pawła. Wieczne zafascynowanie goniącymi za hajsem
ludźmi, eh.
Skoro więc to wszystko takie
nijakie, nie pewne, nie do przodu, bez polotu i konkretnego planu to zostawię
tak, jak jest. Niech wisi tutaj taki smutny post o braku natchnienia i pomysłu;
a co mi tam. Pewnie gdy w końcu chęć wylania z siebie jakiś głupot do internetów
weźmie górę to go skasuję. Oby jak najszybciej…
Chociaż Onar wstrętny, a Miuosh wiecznie tak samo to ten kawałek jakiś zjadliwy taki. Polecanki, chociaż odgrzewany kotlet już od dawna.
Też mam nadzieję, że jak najszybciej. Wydaje mi się, że wiem o czym piszesz i pewnie każdy ma takie momenty, momenty gdy nic mu się nie chce - nawet szukać szczęścia będącego igłą w stogu siana. Weź ten spis przemyśleń i zamień go w posty :P
OdpowiedzUsuńJa w grudniu wybieram się na spotkanie z Żulczykiem, które się odbędzie u mnie w bibliotece miejskiej! :) A kolaboracja Miuosha i Onara w ogóle mnie nie jara ... ^^
Napisałem ostatnio notkę, która jest odpowiedzią na Twoje pytanie "gdyby jutra miało nie być?". Jeśli chcesz sobie sprawdzić to zapraszam do lektury :)
PS.
Już niedługo wyskrobię to opowiadanie, musisz zaczekać hehe
Co masz na myśli pisząc "z wyboru"?
UsuńBohaterka "Twojej książki" - brzmi jakbyś napisała książkę :D
Dobrze wnioskujesz ;>
Podzielę się wrażeniami ze spotkania i opowiadaniem też - tylko nie mam czasu go spisać ... fuck ^^
Emocjonalny burdel, tęsknota sama nie wiem za czym i utrudnianie sobie życia zawsze na propsie.
OdpowiedzUsuńOd pewnych wydarzeń mam wrażenie, że uczucia w ogóle nie istnieją. A już na pewno nie te we mnie. Zero jakichkolwiek emocji. Ale chyba nie chciałabym tego zmieniać.
"Skoro więc to wszystko takie nijakie, nie pewne, nie do przodu, bez polotu i konkretnego planu to zostawię tak, jak jest." - czemu wszyscy mnie zawsze za to wyzywają?
Chyba nigdy nie przekonam się do Onara, taaaaaaki wstrętny. Ale do Miuosha jakiś taki sentyment mam, sama nie wiem dlaczego. No i Żulczyk, pięć za Żulczyka, Pezeta nie zdzierżę. :P
Mnie chyba, mimo wszystko, aż tak bardzo to nie przeszkadza. I chyba trochę mi wstyd za to.
UsuńTrafiłaś na moment, w którym właśnie przesłuchiwałam kilku utworów Pezeta. No i jakoś nie. Nie wiem. Chyba za dużo go wśród hot-rapowych-gimbazowych-nastek, co mnie skutecznie odrzuca.
Nie, nie. To nie ten rodzaj czekania. Ja cały czas się poruszam, idę dalej. Nie wytrzymałabym czterech lat w miejscu... Ale to nie wyklucza tego mojego czekania.
Każdemu zdarzają się takie spadki w życiu, dłuższe lub krótsze, ale w końcu z nich wyjdziemy, nie?
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam przekonana do Onara, ruszyło mnie tylko kilka jego tracków... ale ta płyta do mnie trafia, może ze względu na Miuosha?
U mnie też "emocjonalny burdel". Jakbym miała to wszystko przelać na papier, to drzew na zeszyty by brakło...
OdpowiedzUsuńZamieszanie na pełen etat. Mam wrażenie, że nigdy go nie ogarnę i że nikt też nie będzie w stanie tego zrobić. Za bardzo się pogmatwało, za bardzo.
OdpowiedzUsuńdobrze, że jest ten post o braku natchnienia, bo już myślałam, że znów nas opuściłaś.
OdpowiedzUsuńoczywiście, że pamiętam!
UsuńBrak natchnienia? Ja właśnie mam brak natchnienia do życia. Cóż, zdarza się. Przejdzie. Jestem pewna,że niebawem zapanuje porządek.
OdpowiedzUsuńNiby o niczym a napisałaś bardzo długą notkę :p Jak nie masz o czym pisać to napisz relację jak się żyje z tymi wariatami :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, zdarza się. Każdego z nas to spotyka. ;) Rychłego powrotu weny życzę. :)
OdpowiedzUsuń________
Ale mnie nie chodzi o jakieś tam wspomnienie o chińskich bajkach. Niech już tym pozostaną, tak jak pisałam w poście, nie ma to dla mnie już aż takiego znaczenia. Chodzi raczej o to, że mówi się, iż są kretyńskie, beznadziejne, że to pornografia, która jest przeznaczona dla dzieciaków, że przemoc i inne głupoty. :) Chodzi mi o ten negatywnie nacechowany wydźwięk. :)
Trzeba poczekać na ten moment : ach! Aż coś zaskoczy, ułoży się w całość i natchnie. Życzę Ci tego jak najszybciej! :)
OdpowiedzUsuńA może czasem trzeba się troszkę zagubić, żeby potem w końcu zdać sobie sprawę z tego czego chcemy lub na co czekamy albo... nagle ktoś sam nas odnajdzie i wszystko stanie się jasne!
OdpowiedzUsuńZatem jasności umysłu i uczuć! I dużo fajnych, studenckich imprez :D
Właśnie... dlaczego. Też się nad tym czasem sama zastanawiam.
OdpowiedzUsuńJa tam wolę takie...nieprzemyślane, niepoukładane wpisy, a nie przewidywalne. Oryginalność jest fajna:D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:)
ksiazkoteka.bloog.pl