Niedługo pójdę do sklepu i kupię
dwadzieścia złotych balonów. Napełnię je helem i swobodnie wypuszczę w
mieszkaniu na dziesiątym piętrze. Tyle sznurków, ile lat, ile wiosen, lat,
jesieni i zim przeżytych. Będą nowobogacko połyskiwać, odbijając światło pięciu
jarzeniówek w peerelowskim żyrandolu. Usiądę sobie w fotelu, tym, którego
wnętrze kołysze się na boki i patrząc na niebo w końcu nie będę się katować
żadną ciemną chmurą wiszącą mi nad głową. Po prostu żadnej tam w końcu nie
będzie.
Szkołę planuję tak ładnie trzymać
za rączki i nóżki w kupie, jak w poprzednim semestrze. Parę delikatnych
przekrętów, strategia w rozplanowaniu miejsc na sali egzaminacyjnej i kilka
uśmiechów do odpowiednich osób – pierwsze terminy moje. Tak samo jak mój będzie
uniwersytet ekonomiczny, mam nadzieję. Co do tego drugiego kierunku akurat nie
zapeszam, jak się ułoży, tak będzie, priorytetem pozostanie jednak dogonienie
psychologicznego magistra.
Szalone życie wytargało mnie
przez wakacyjne miesiące tak konkretnie, że kieliszków używam tylko jako
podstawki do jajek na twardo. Papierosy też się ze mną w miarę pożegnały. Z
tych światłych ideałów, jakie ostatnio krążyły mi po głowie – poza porzuceniem używek
i wiecznego melanżu – pozostało ruszenie się z domu i pies. Dzisiaj niemalże
popełniłam samobójstwo, a mianowicie wsiadłam na rower. W tym miejscu poproszę
o oklaski, ledwo uszłam z życiem. Ze sportem mam więc jeszcze trochę do pogadania.
Psiak, który miał już imię i
miejsce w moim sercu, odsunął się lekko w czasie. Sprawdzę, jak przez parę
tygodni będzie mi szło we własnym życiu, a dopiero później wezmę na barki
odpowiedzialność za kogoś innego. Podświadomie jednak już nie mogę się doczekać
zabrania Edwarda na poranny spacer po osiedlu w outficie podobnym do tych z fan
pejdża najgorszych stylizacji na papierosa :D
Poza tym wszystko jest chyba
kolorowe. Jak to się mówi – w domu wszyscy zdrowi, żadnych odchyłów od normy.
Przyjaciele nadal Ci sami, w większości niezawodni, chociaż czasem z odmiennymi
niż wcześniej priorytetami. Może to jednak zmiany, które i ja kiedyś zrozumiem?
Na dany moment nie zapowiada się, że tak będzie… ale przecież zawsze trzeba
mieć otwartą głowę.
Ani słowem nie chciałabym
wspominać o tym, co zaprząta mi połowę myśli, ale chyba jednak nie umiem się
powstrzymać. Tak się boję zapeszania, popisowo i skrupulatnie skopana przez
ostatnią relację z facetem. Teraz nie chciałabym niczego nadinterpretować,
niczego rozkładać na czynniki pierwsze, nad niczym się przesadnie nie
zastanawiać. Po prostu brać to, co dostaję i dawać to, co chcę dać (nie
wnikajmy, że zakochana – zauroczona? nie wiem czy tak odważnie mogę się nazywać
– dziewczyna chce dać minimum sto pięćdziesiąt procent z siebie). Czasem gryzie
mnie ta nasza cisza, a czasem pazury w spokojnie bijące serce wbija odległość.
Tak naprawdę do końca nie wiem czy go mam, czy tylko mi się wydaje.
Wdech i kurwa wydech i do dziesięciu zliczam. Myśl pozytywnie, Karolinko.
Wszystko takie czyściutkie w tym
wpisie, jak ten sufit, który muszę pomalować przed wypuszczeniem balonów. Dużo
planów, dużo prostych słów, mało utajania. Pozmieniało się, mam nadzieję, że te
jarzeniówki szybko się nie przepalą. I że rzeczywiście będę miała nad głową
tylko złoto.
SPOKOJNIUTKO TAK, MIŁOŚNIE, BUDUJĄCO.
Masz rację, taki niezmącony spokój panuję w tym wpisie. Jak miło, że wszystko się toczy, powoli do przodu. Wspomniałaś też o szkole - no niestety mój czas też nadchodzi. Chyba trochę się boję - jak co roku, trochę stresuję. Jakoś nie chce mi się o tym myśleć.
OdpowiedzUsuńPiesek <3 Ja po śmierci poprzedniego sierściucha bardzo pragnę mieć nowego, jednak teraz studia, brak póki co warunków dookoła domu (zero płotu) się składają na to, że jeszcze muszę poczekać. Jednak no na pewno będzie w przyszłości. Nie dopuszczam innej możliwości.
OdpowiedzUsuńfragment o facecie wyciągnęłaś prost z mojej głowy
przechodzę przez dokładnie ten sam zestaw odczuć :D
Myślę, że to jest właśnie sekret szczęścia. Brać życie takim, jakie jest, nie analizować, nie gdybać a po prostu cieszyć tym co mamy.
OdpowiedzUsuńTo takie pozytywne. Pozytywne odczucia w tym wpisie.
OdpowiedzUsuńZacznę od poprzedniej notki: mogłabym powtórzyć Twoje pytanie, bo odwala mi równo i wczoraj od mówienia głupot przeszłam do czynienia głupot. Szczęściem moim mówię do innych a czynię z innymi, inaczej zapadłabym się pod ziemię.
OdpowiedzUsuńSzkołę też trzymam za rączki i nóżki (tak mi się wydaje), ale z początkiem września nie mogę obejść się bez papierosa. Kurczę, wczoraj okazało się, że musiałam palić sama, wszystkie porzucały. Szkoła je uspokaja?
I wszystkiego najspokojniejszego, w razie gdybym przegapiła balonowe niedługo. Bywam bloggerem od przypadku ostatnio.
Mimo, że burzowe nieraz chmury ciążą nad nami dobrze jest się wyciszyć. Cieszyć się tym, co jest. Może czasem zbyt naiwnie, ale wierzę, że za sprawą pozytywnego myslenia wszystko dobrze się ułoży.
OdpowiedzUsuńStagnacja :) spokój też może być dobry, czasami za dużo chaosu jest męczące :)
OdpowiedzUsuńEdwarda kupuj, pies zawsze się przyda ;)